Może lepiej byłoby nie umrzeć, a być uzdrowionym. Może lepiej byłoby nie robić zbiegowiska, które tylko rozsierdziło Żydów. Może lepiej byłoby gdyby Jezus nie zwlekał z przybyciem. Łazarz jednak doświadcza śmierci i samotności, dopiero potem dowodów przyjaźni i łez Jezusa.
Prosimy o opamiętanie i potępienie wojny przez wszystkich, którzy w Rosji mają jeszcze poczucie wiary. Jeśli chcecie trwać w nauce Jezusa Chrystusa, Zbawiciela i Odkupiciela, to podejmijcie drogę pokoju – napisali biskupi rzymskokatoliccy Ukrainy w opublikowanym 9 kwietnia słowie pasterskim.
I my pójdziemy przywitać Jezusa z gałązkami palmowymi i będziemy wołać: „ Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie, Hosanna na wysokości!”, mając w pamięci wszystkie cuda i znaki jakich dokonał w naszym życiu Bóg, oby tylko nasze „Hosanna!” nigdy nie zmieniło się w „Ukrzyżuj!”.
U progu Wielkiego Tygodnia widzimy zalęknionych faryzeuszy i arcykapłanów oraz decyzje podjęte w tych emocjach.
Jezus stoi dziś przed nami i mówi wprost: „to Ja Jestem Bogiem”. Czy Mu uwierzę? Czy pójdę za nim? Czy też zacznę rzucać za Nim kamienie lub zaprowadzę Go na krzyż?
Dzisiaj, w Światowym Dniu Zdrowia, warto zadać sobie pytanie, czy zdrowie jest najwyższą wartością w naszym życiu? Często, przy różnych okazjach, życzymy sobie zdrowia, „bo zdrowie jest najważniejsze”. Czy jednak na pewno?
Modlitwom, Drogom Krzyżowym czy koncertom pasyjnym pod koniec tegorocznego Wielkiego Postu towarzyszą często intencje nawiązujące do sytuacji w Ukrainie. O pokój za naszą wschodnią granicą i ustanie rosyjskiej agresji modlą się katolicy także w ramach inicjatyw ekumenicznych.
Jezus całym swoim życiem objawiał imię Boga, który powiedział o sobie: „Jestem, który jestem”. W dzisiejszej Ewangelii, mówiąc „zanim Abraham stał się, Ja jestem”, nie tylko potwierdza swoje istnienie przed wiekami, nie tylko pokazuje swoją równość względem Ojca, ale także zapewnia o swojej niezmiennej obecności przy człowieku.
Z modlitwy, z głębokiej więzi z Bogiem, z wierności Jego przykazaniom, winno wypływać nasze życie, nasza służba wobec bliźnich. Wówczas nie zmęczymy się pracą i nie wypalimy zawodowo.
Myślę, że czasem łatwiej nam przyjąć sprawiedliwość niż miłosierdzie. Być może dlatego, że doskonale wiemy, co „mamy za uszami” i podświadomie czekamy na karę. Jesteśmy zbici z tropu i zdumieni widząc, że Bóg wyczekuje nas na drodze z szatą, pierścieniem i słowami: „Nareszcie wróciłeś!”.