W codziennym pacierzu, różańcu oraz w innych modlitwach, a także w liturgii, zawsze z uwagą i przejęciem należy odmawiać „Ojcze nasz”, czyli tę modlitwę, którą sam Pan Jezus nauczył nas i polecił stosować (por. Mt 6, 8-15; Łk 11, 2-4). Zachwycał się nią św. Tomasz z Akwinu († 1274), najwybitniejszy teolog wszechczasów, który na rok przed śmiercią w Neapolu w Wielkim Poście 1273 r. wygłosił cykl [...]
Jej życie było nieustannym świadectwem głębokiej wiary i przekonania, że cierpienie – przyjęte i ofiarowane – może stać się potężnym narzędziem duchowym.
Kiedy ci w życiu ciężko, kiedy życiowe krzyże przygniatają cię do ziemi, popatrz na Jezusa, na Jego mękę. Pośród tłumu, który towarzyszy Jezusowi w tej ostatniej drodze jest również ona – Służebnica Boża s. Dulcissima Hoffmann, której życie było nieustannym trwaniem przy Chrystusie w Jego męce i śmierci za zbawienie świata. Zechciejmy wesprzeć się na krzyżu Chrystusowym, abyśmy mogli dojść do upragnionego celu tej drogi – do zmartwychwstania i życia wiecznego.
Fakt dokonywanych zmian w brzmieniu warunków Apostolstwa Chorych nie powinien nas dziwić ani gorszyć. Zmiany dokonywane w ich brzmieniu są próbą lepszego opisywania tego doświadczenia, ale też głębszego rozumienia prawdy Bożej. Są też świadectwem duchowego zmagania się z tajemnicą cierpienia.
W przybliżaniu treści listów ks. Willenborga nie chodzi o zwykły przedruk. Ważne jest ich nowe odczytanie, które wymaga przynajmniej dwóch zabiegów. Potrzebne jest wyjaśnianie i właściwe interpretowanie poszczególnych fragmentów, a także pokazanie, na ile treści, które zostały skierowane do chorych prawie sto lat temu, są aktualne także dzisiaj.
O drodze do przyjaźni z s. Dulcissimą, łaskach, którym trudno się oprzeć, i marzeniach opowiada s. Małgorzata Cur SMI.
Krótkie życie s. Dulcissimy było wypełnione miłością do Jezusa.
Papież Franciszek skierował Orędzie do osób chorych.
Służebnica Boża s. Dulcissima Hoffmann była zjednoczona z Jezusem ukrzyżowanym, ofiarując Mu swoje cierpienie.
Dzisiaj wiem, że gdyby nie moja żona, która cały czas była przy mnie, zszedłbym na samo dno rozpaczy. To ona zauważyła, że dzieje się ze mną coś złego. Dopytywała, jak się czuję i jak może mi pomóc, a gdy ją zbywałem, ona nie zniechęcała się i wciąż znosiła mój zły nastrój.