Bóg nie chce naszej zguby. Wolą Boga nie jest przyłapywanie człowieka na grzechu i karanie. On nie chce, by ktokolwiek zginął. On szuka wszelkich sposobów, aby nie odbierając wolności człowiekowi, doprowadzić go do Swego królestwa.
Ilekroć pomyślimy sobie o Bożej wszechwiedzy, od razu przypomnijmy sobie o tym, że u Boga wszechwiedza przepełniona jest miłością.
Bóg zaprasza nas, by żyć w blasku zapalonej pochodni, abyśmy byli gotowi, aby nasze serca były oczekujące Pana. Bo „szczęśliwi, owi słudzy, których Pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie”.
Ufam, że stojąc na drodze, którą przechodzisz, będę oświetlona Twoim światłem, zauważysz mnie, docenisz moje oczekiwanie, wybaczysz mój brak rozsądku i zaprosisz mnie na weselną ucztę.
Jezus się przemienia – ale nie po to, by uczniowie zostali na górze na zawsze. Pokazuje im przebłysk chwały, by umocnić ich przed drogą krzyża. Tak samo i my – w chwilach modlitwy, adoracji, Eucharystii, także w cierpieniu – otrzymujemy znaki Bożej obecności. On zawsze daje siłę, by przez trudności przejść z godnością i nadzieją.
Życie doczesne niesie wiele sytuacji trudnych, musimy rozwiązywać raniące nas często problemy. I wtedy pamiętajmy, że nie jesteśmy sami, że nie wszystko od nas zależy, że jest z nami Bóg.
Miłość dzielona bez rozgłosu i wrzawy zapisuje się w sercu samego Boga.
Zastanawiałam się nieraz nad tym, jaka jest różnica między odnoszeniem sukcesów a przynoszeniem owoców? Dochodzę do wniosku, że ten kto odnosi sukcesy, sam korzysta z efektów swojej pracy, natomiast jeśli z efektów czyjejś pracy korzystają także inni, to znaczy, że jego praca przynosi owoce.
Tak, to Jan Chrzciciel stoi w centrum tego opowiadania. Niezwykła postać, święty rozpostarty pomiędzy Starym i Nowym Testamentem radykalny, wierny i kochający aż do przelania krwi.
Panie Jezu, bolesne spotkanie z mieszkańcami Nazaretu, było doświadczeniem pierwszego krzyża. Najbardziej Ciebie i Twojego Ojca w niebie ranią serca nie grzeszników, ale tych dusz, które są obojętne.