Czy nadaję smak memu życiu i życiu ludzi, którym służę? Czy jestem świadkiem Jezusa w świecie? Czy raczej moje życie staje się powoli bezużyteczne, zwietrzałe, godne wyrzucenia i podeptania przez ludzi?
Jezus przekazuje nam z krzyża swoją Matkę, abyśmy mogli spełnić Jego pragnienie stawania się Jego braćmi i siostrami.
Pójście drogą, którą Pan wyznacza jest otwarciem na działanie Ducha Świętego, ci którzy żyją Bożymi przykazaniami doświadczają przemieniającego działania Ducha Św. Choć nie wiemy kiedy i jak zechce zainterweniować Duch Święty w naszym życiu, nieustannie czuwa i działa zgodnie z Bożym planem.
Rozumiem, że mam być z drugim człowiekiem, towarzyszyć mu, pozwolić innym towarzyszyć sobie, pogłębiając jednocześnie więź i bliskość z Jezusem, być zapatrzonym w Niego.
Jezusowi nie chodzi o szczytne, ale puste deklaracje, które wypowiadane są ustami, a nie ma w nich ducha. Nie chodzi mu o piękne, elokwentne słowa, puste, bez pokrycia, ale o serce. O to, czy potrafię tą moją jeszcze słabą wolą, kruchym, poturbowanym życiem kochać Boga.
W czasie modlitwy arcykapłańskiej Jezus modli się za wszystkich wierzących. Tą modlitwą obejmuje wszystkie pokolenia aż do końca świata. W modlitwie Jezusa jest zanurzony każdy z nas. Jezus pragnie, by wszyscy zostali wprowadzeni w objęcia Ojca i Syna.
Tak, Jezus modli się za Ciebie i za mnie – rozmawia ze swoim Ojcem. Z tej modlitwy przebija dobroć, miłość, nadzieja i niezwykła głębia miłosierdzia. Cokolwiek się dzieje w naszym życiu, Jezus przygarnia nas do siebie, byśmy czuli się przy Nim bezpiecznie, byśmy stanowili jedno, byli ustrzeżeni od zła i zachowani do życia wiecznego.
Dzisiejszy tekst Ewangelii to Modlitwa Arcykapłańska Jezusa. Jezus, w decydującej chwili swego życia, w czasie Ostatniej Wieczerzy, przed swoją męką, zwraca się do Boga, swego Ojca z prośbą. Nie prosi za siebie, by Bóg odsunął od Niego mękę, prosi za nas, ludzi.
To nie człowiek ma nieposkromioną potrzebę spotkania się z Synem Najwyższego, ale Bóg ma niesamowite pragnienie, by spotkać się z człowiekiem. To nie Elżbieta biegła do Maryi, by poczuć w Niej Mesjasza. To Maryja biegnie, niosąc w sobie Bożego Syna, by objąć ramionami Elżbietę i dać jej poczuć bliskość Jezusa.
Jezus przekonuje nas o słuszności wybranej przez nas drogi. Trzymajmy się Jego słów: „rozraduje się serce wasze, a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać”.