Jezu, podchodzimy dziś do Ciebie z wielką pokorą, niczego nie wymagając, lecz bez własnej wizji tego, co powinieneś zrobić. Ofiarujemy Ci nasze życie, nasze cierpienie, smutek, choroby. Oczekujemy tylko Twojego miłosierdzia jak rosy porannej, aby owocna stała się historia naszego życia.
Chrześcijanin może rozświetlić swoim dobrym życiem ciemne miejsca codzienności, w której żyje i tworzy. Aby nie odebrano mu tej mocy, powinien wytrwać w uważnym słuchaniu i otwieraniu uszu duszy na Słowo Boga oraz być zawsze otwartym, aby być światłem dla innych i nie stać się zgaszoną lampą.
Dla nas ważne jest, abyśmy stali się dziećmi mądrości i nie ulegali pokusie przekory. Tylko wtedy, gdy przyjmujemy mądrość z góry, potrafimy trzeźwo i spokojnie ocenić rzeczywistość.
Być darem z siebie zawsze i wszędzie: miłować, dobrze czynić, błogosławić i modlić się za wszystkich! Po co to wszystko? Żeby nie mieć nienawiści i złorzeczenia w sercu.
Teresa Benedykta od Krzyża – moja siostra i święta przyjaciółka – uczy mnie i zaprasza do ciągłego poszukiwania Boga w moim codziennym życiu, pokazuje mi, że warto o miłość walczyć.
Dzięki wszczepieniu przez wiarę i sakramenty w Ciało Chrystusa, Edyta Stein mogła mieć udział w Jego zbawczym dziele, wstawiając się w modlitwie i ofiarowując swe życie, zwłaszcza zakonne, za bliźnich.
Kiedy choroba przykuwa do łóżka, może rodzić się poczucie bezużyteczności. A jednak Ewangelia mówi dziś, że nawet w słabości możemy być ważnym świadectwem dla innych. Nasza modlitwa, ofiarowane cierpienie, uśmiech, słowo pocieszenia – to jest służba, która umacnia wspólnotę.
Co ja mam robić? Czuwać, jak Jezus, jak Maryja, jak Józef. Powiem sobie w duszy, że chcę z miłością czuwać, czyli bezinteresownie pomagać, a szczególnie, gdy mi się nie chce, sercem patrzeć na każdego człowieka, gdy ten jest trudnym darem, być delikatnym, czułym, cierpliwym i „zło dobrem zwyciężać”.
Obłuda nie pozwala człowiekowi stawać w prawdzie, czyli oślepia go i nie pozwala mu nawrócić się do Boga i zadbać oczyszczenie motywów swojego działania. Interesuje go tylko to, aby nie podpaść i dobrze wypaść.
Tak bardzo się staramy, modlimy się, niesiemy krzyż dnia codziennego… Czy to wszystko jest „na równi” z ostatnim momentem nawrócenia kogoś innego? Jezus mówi: tak, bo Ja patrzę sercem. Nie odbiera to sensu naszemu cierpieniu ani naszej pracy. Wręcz przeciwnie – potwierdza ich wartość, bo czyni je darem miłości, nie walutą do rozliczenia.