Widzieć, rozpoznać, że to Jezus w moim cierpieniu i chorobie, w moim życiu, że On jest ze mną, to Boży znak – nie jestem sam.
Tak jak Jezus Zmartwychwstały ma rany – przebite ręce, nogi i bok – i mówi, że za cenę Jego cierpienia zostałem wykupiony, nie srebrem, nie złotem, ale drogocenną krwią – tak również moje życie – z moim cierpieniem, bólem, samotnością czy chorobą – jeśli połączę je z Chrystusem na krzyżu, rozświetli w moim sercu poranek Zmartwychwstania.
I tak oto rozpoznaliśmy w Jezusie idącym wraz z uczniami do Emaus trzy misje Kościoła: pasterską, czyli pełne miłości towarzyszenie, nauczycielską, czyli żarliwe nauczanie o Jezusie Mesjaszu oraz o zbawczym sensie cierpienia oraz kapłańską, czyli gorliwe sprawowanie sakramentów, szczególnie Eucharystii.
Gdy skupiamy się tylko na złych doświadczeniach, na cierpieniu własnym czy kogoś bliskiego, nie widzimy niczego więcej. Nasze zmysły rejestrują tylko to, co beznadziejne, bezsensowne. Cierpienie przesłania nam szersze widzenie. Nie potrafimy spojrzeć w niebo, dostrzec piękna świata, dobra w nas i wokół nas.
Wpatrujemy się dzisiaj w Zmartwychwstałego, żyjącego na wieki. Z Nim jednoczymy się w Eucharystii. I już dzisiaj jest dla nas źródłem niekończącej się pociechy.
Pusty grób, czy widzisz nadzieję, radość, życie? Jak przeżywasz tajemnicę Zmartwychwstania? Widzisz swoje zbawienie?
Co robić kiedy wychylam się poza krzyż, cierpienie, pogrzeb i grób? Dzisiejsza Ewangelia już spieszy z nowiną o Zmartwychwstaniu. Czy jestem w stanie ogarnąć swoim umysłem ten największy cud jakim jest Zmartwychwstanie, najpierw Chrystusa, potem moje, nasze?
Być może czekamy z utęsknieniem na drogę krzyżową transmitowaną z rzymskiego Koloseum, czekamy na te prowadzone w naszych parafiach, ulicami miast. A ja każdego dnia pomiędzy piętrami, oddziałami, salami, zatrzymuję się przy jej kolejnych stacjach, nie kończących się na stacji czternastej. Najważniejsze jest jednak to, że na końcu zawsze jest Zmartwychwstanie.
Naszym rozpoznawczym znakiem jako uczniów Jezusa Chrystusa ma być pokorna służba i miłość.
Każdy z nas kiedyś „zanurzył rękę w misie” z Jezusem, a potem wycofał się, zawahał, zdradził. Czasem słowo, innym razem obojętność czy brak przebaczenia – to wszystko oddala nas od Jego miłości.