Powoływanie się na tożsamość kogoś wielkiego to zbyt mało, potrzebne jest też osobiste świadectwo życia.
Patrzę na krzyż. Od niedzieli jest zasłonięty fioletowym suknem postnym. Szukam znaczenia tego symbolu.
Tam gdzie kończy się porządek świata, zaczyna się sfera Boga. Tam gdzie ludzie muszą się rozstać, tam Bóg mówi o miłości, która jest trwalsza niż śmierć, niż życie.
Gdy świat niemal z dnia na dzień obudził się w zupełnie innej, wręcz surrealistycznej rzeczywistości, gdy człowiek – ten zdawałoby się wszechwładny i samowystarczalny gospodarz Ziemi poczuł się nagle tak mały i bezradny jak unoszony wiatrem pyłek, gdy jego zuchwałość została zamknięta w czterech ścianach, a butę zastąpił strach i przeświadczenie o własnej niewystarczalności i kruchości – stawiane są pytania o Boga i pytania do Boga.
Przykład Jezusa jest dla nas świadectwem, że nic tak jak wierność woli Ojca nie czyni nas wolnymi i bezpiecznymi w życiu.
Wymagająca jest dzisiejsza Ewangelia. Nawet bardzo. Trudno jest bowiem rezygnować z własnej woli na rzecz woli Bożej. Trudno jest szukać Jego chwały, a swoją chętnie poświęcać.
Nie lubimy sytuacji kiedy czujemy się niepewni i czegoś nie wiemy. Ale właśnie w tym zadziwieniu i niepewności może do nas przyjść Bóg.
„Od trzydziestu ośmiu lat cierpiał na swoją chorobę”.
Jezu, jak bardzo potrzebuję takiej wiary, potrzebuję takiej godziny, jak bardzo potrzebuję Ciebie, nie tylko na ten czas, ale na moje całe życie i na całą Wieczność.
Tak łatwo nam zasklepić się w sobie, gdyż ból, choroba, zapomnienie przez drugich, zamyka serce. Ale ta droga prowadzi donikąd. Potrzeba mi serce otworzyć na Boga, na prawdę, na drugiego człowieka.