Jezus docenia i chwali wiarę tych, którzy przynieśli paralityka. Potrzebujemy siebie razem, aby docierać do Jezusa, który daje zdrowie duszy i ciała. Paralityk zaczął chodzić i otrzymał odpuszczenie grzechów.
Ufam, że Bóg wyposaży mnie we wszystko, czego potrzebuję, nie odmówi żadnej łaski, abym mogła sprostać temu, do czego mnie wzywa. Tak więc dziś i na każdy nowy dzień: „tak” na Twój Boże, plan wobec mojego życia.
Kiedy widzę takiego Jezusa: wrażliwego, czułego, zatroskanego, budzi się we mnie miłość i ufność do Niego. Pozostaje pytanie: jak mam Go naśladować?
Nie tylko niewidomi potrzebują Jezusa, ale być może jeszcze bardziej my, widzący aż nadto wyraźnie. Może nasz wzrok potrzebuje innej korekty. Może niepotrzebnie założyłeś szkła „plusy” i wszystko widzisz wyolbrzymione, albo niepotrzebnie „minusy”, jesteś dalekowidzem… nie widzisz ludzi obok siebie, którzy cię potrzebują.
Dziś warto postawić sobie bardzo ważne pytanie: jaki jest fundament mojego życia? Na kim lub na czym buduję? Jedynym fundamentem, który zapewni mojemu życiu bezpieczeństwo i potężne oparcie jest Jezus.
Adwent, czas oczekiwania na przyjście Pana, nabiera szczególnej głębi, gdy uświadamiamy sobie, na kogo czekamy. To czas radosny, bo oczekujemy Boga, który jest dobry, miłosierny, kocha nas i troszczy się o nasze potrzeby. Dzisiejsze Słowo Boże zachęca nas, byśmy otworzyli swoje serca – zarówno na nasze słabości, choroby, jak i na nasze pragnienia i potrzeby.
W ubiegłą niedzielę rozpoczął się adwent, okres radosnego oczekiwania na przyjście Pana. Jest to czas refleksji nad swoim życiem, nad swoją wiarą, niezależnie od naszego wykształcenia. Modlitwa, czytanie Pisma Świętego, pozwoli nam odpowiedzieć na pytanie o naszą wiarę w Boga, jej głębię.
Osoby chore są zatem w podwójny sposób osobami adwentu. Tak po ludzku – trwają w postawie oczekiwania. Oczekują na wizytę lekarza, na termin, gdy mogą iść do poradni, na wyniki badań, na powrót do sił. Ileż w tym wszystkim trzeba cierpliwości, nadziei i wytrwałości. Zaś patrząc oczami wiary – chorzy oczekują na Jezusa, który przyjdzie do nich wraz z posługą księdza, Jezusa, który przyjdzie do nich w święta, Jezusa, który przyjdzie na końcu czasów.
Nie ma nic złego w tym, że czujemy się czymś zmęczeni, wystraszeni, wyczerpani, a nawet zrezygnowani. Otrzymujemy jednak zachętę, aby „nabrać ducha i podnieść głowy”.
Módlmy się, aby i dzisiaj powołani przez Pana Jezusa (może i bracia) odważnie – podobnie jak święci Piotr i Andrzej – odpowiadali na łaskę powołania.