Pani Gienia pochodziła ze wsi. Jako mała dziewczynka w czasie wojny była świadkiem najazdu Niemców na jej rodzinną miejscowość. Widziała egzekucję na sąsiadach, roztrzaskanie ich małego synka o płot, potem straciła matkę, a macochę wspominała jako kobietę bez serca.
Ze słów czytanej dzisiaj Ewangelii płynie dla mnie jasna nauka. Uczeń Jezusa to ktoś, kto zna swoją wartość. To ktoś, kto potrafi dokonywać wyboru nie tylko między dobrem a złem, ale także między dobrem a dobrem większym. To wreszcie ktoś, kto ma przed oczami ten najważniejszy Cel i jemu potrafi podporządkować resztę.
Kto zaufa Bogu, nie dozna zawodu. Wszystkie obietnice Boże są pewne, bo Bóg jest Prawdą, Miłością i troszczy się o nas.
Panie, czy to nasze wielomówstwo pochodzi od złego?
Odwrócenie się od grzechu, wyjście ze słabości, z wszelkiego rodzaju uzależnień jest bardzo mozolne i często związane z trudem. Trud ten jest tym większy im dłużej żyjemy w grzechu.
Społeczeństwo ciągle się zmienia – inaczej myśleliśmy sto lat temu, inaczej dzisiaj i pewnie jeszcze inaczej będziemy myśleć w przyszłości. By nie pobłądzić, jedno musi być niezmienne: nasze sumienie.
„Nie zapala się lampy i nie umieszcza pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciła wszystkim (...), aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca, który jest w niebie”.
„Błogosławieni…”. Greckie „makarioi” znaczy dosłownie „szczęśliwi”. Połączenie tych dwóch słów – „błogosławieni” i „szczęśliwi” – wiele mówi. Bóg, proponując nam świętość, jako podstawowe powołanie, obiecuje nam szczęście. Już tutaj, na ziemi. A później, także i w wieczności.
Święci żyli niebem, które nieśli przez cały brud świata i strzegli go w sobie wśród cierpień, upokorzeń, złudnych prowokacji.
Podczas gdy wiele osób składa swe ofiary na pokaz, aby podkreślając własną hojność budować swój wizerunek i prestiż, Jezus całą swoją uwagę skupia na „najmniejszej” z ofiar; na darze ubogiej wdowy.