A jak jest ze mną? Czy spotkałam w tych dniach Zmartwychwstałego Jezusa? A może moje oczy wciąż są „jakby na uwięzi” i nie widzę Go, nie widzę Jego działania? Może skupiam się na sobie, własnych problemach, rozczarowaniu, zamknięta wyłącznie w swoich schematach?
Czy to naprawdę, czy mi się to nie śni, czy to na zawsze wrócił do życia? Odtąd już wszystko będzie inne.
„Nie bójcie się! Idźcie i oznajmijcie moim braciom: niech udadzą się do Galilei, tam Mnie zobaczą”.
Alleluja, Chrystus Zmartwychwstał, prawdziwie zmartwychwstał!
Wystarczył maleńki okruch odwagi i wielka miłość, by doświadczyć łaski spotkania Zmartwychwstałego Pana.
Tych twarzy oprawców, wrzeszczących gardeł nikt nie dobierał. Tłum. Przypadkowi przechodnie. Ciekawi z ulicy. Zebrani na dziedzińcu.
Jezus pochyla się nad tymi wszystkimi nogami, które będą uciekać z Ogrodu Jego opuszczenia, samotnej modlitwy i walki o zgodę na wolę Ojca. Umywa też nogi Judasza. Tego, który wyjdzie pierwszy. Który już za kilka godzin zaniesie do pałacu arcykapłana wiadomość o miejscu przebywania Jezusa. Umywa nogi, które zaprowadzą kohortę do Ogrodu Oliwnego. Umywa nogi – narzędzia zdrady.
Mogę siedzieć przy samym Mesjaszu, przyjąć z Jego rąk komunię i chwilę później zdradzić Boga. Mogę przyjąć Ciało Chrystusa i chwilę później wejść w noc. Zamienić błogosławieństwo na brzęk trzydziestu srebrników.
Nie jesteśmy przez Boga ani tresowani, ani programowani, ani manipulowani. Sami kształtujemy nasze życie i bierzemy za nie odpowiedzialność. Łaska Boża uzdalnia nas do czynienia dobra. Możemy ją przyjąć albo odrzucić.
Dziękuję Ci, Mario z Betanii, za to, że zmusiłaś mnie do przypomnienia sobie, po co i dlaczego, a właściwie dla Kogo to wszystko, co robię.