Wybierając kłamstwo, tak jak bohaterowie dzisiejszej Ewangelii, wybieramy "nic", podczas gdy moglibyśmy otrzymać "wszystko".
Rosnę jak drzewo figowe. Przez lata kształtuje się jego korona. I mogę tak rosnąć bezpłodne, cień liści darując Przechodniowi, nic więcej.
Wierzę, że w tych najciemniejszych chwilach mojego życia jesteś najbliżej mnie. Wierzę, że jednak nie padam na ziemię samotnie. Ty jesteś zawsze obok.
To nie człowiek ma nieposkromioną potrzebę spotkania się z Synem Najwyższego, ale Bóg ma niesamowite pragnienie, by spotkać się z człowiekiem. To nie Elżbieta biegła do Maryi, by poczuć w Niej Mesjasza. To Maryja biegnie, niosąc w sobie Bożego Syna, by objąć ramionami Elżbietę i dać jej poczuć bliskość Jezusa.
W życiu bardzo ważna jest sprawiedliwość, bo wtedy ofiara sprawiedliwego jest miła Bogu. By taką sprawiedliwość posiąść, potrzebujemy stałego wsłuchiwania się w głos sumienia.
Jezus przyszedł do uczniów mimo drzwi zamkniętych i powiedziawszy „Pokój wam!”, pokazał im ręce i bok. Dlaczego BOK? Czy przebite ręce nie wystarczyły? Może właśnie dlatego, że z Jego przebitego BOKU, ze strumieni wody i krwi narodził się Kościół?
Jezus wziął na siebie mój wyrok śmierci, odbył karę, zapłacił dług i teraz tchnie Ducha Świętego na swoich uczniów i posyła ich do udręczonych, którzy żyją w niewoli.
Niczego nie musimy się lękać. Najważniejsze, że jesteśmy w rękach samego Boga. A co do reszty... "cóż nam do tego"?
W tym dialogu Piotr usłyszał coś jeszcze od Jezusa – przyjdzie chwila, nadejdzie czas, który będzie trudny, po ludzku nie do przyjęcia, ale jest to już teraz zaproszenie, bo i w cierpieniu jest szlak ku Bogu.
Jedność wynika najpierw z relacji Jezusa z Ojcem: „Ty, Ojcze we mnie, a Ja w Tobie”. Jezus prosi Ojca w intencji ludzi, „aby stanowili jedno tak, jak My jedno stanowimy. Ja w nich, a Ty we Mnie”. Taka jedność jest życiodajna.