Są i takie upokorzenia, które powoli uczą nas pokory, która jest cnotą. Tak rozumiana pokora nie ma nic wspólnego z upokorzeniem.
Papież Franciszek zauważył kiedyś, że woli Kościół, który być może nawet się „ubrudził” od tego, który nic nie robił i pozostał „czysty”. Naucz mnie Panie codziennej „wierności w małych rzeczach”.
Maryja nie stawia siebie w centrum, bo w centrum jest Jezus. To On zaradza wszelkim brakom, to On rozwiązuje problemy. Maryja prowadzi do Jezusa i na Niego wskazuje. I to jest najważniejsza lekcja dla nas. Ratunku trzeba szukać u Jezusa. On wie jak napełnić stągwie ludzkiego życia. On wie, czego potrzebuje serce człowieka.
Faryzeusze przez takie a nie inne zachowanie stawali się dla ludzi przewodnikami, którym tak naprawdę nie można było zaufać, bo prowadzili ich na manowce życia, z dala od autentycznej miłości Boga i bliźniego.
Ileż odwagi musiała mieć ta młodziutka, nastoletnia dziewczyna, aby uwierzyć w to wszystko, co się działo i w to, co jeszcze miało się wydarzyć.
Jezus ofiaruje nam to przykazanie jako słowo już wypełnione, zrealizowane przez Niego samego. On żył miłując Ojca ponad wszystko.
Bóg nikogo nie pomija w zaproszeniu, pamięta o wszystkich, jest wierny. Jednak historia niewiernego Izraela i kolejnych pokoleń, które lekceważą Króla, wciąż powtarza się także w naszych osobistych historiach życia.
Dlaczego gospodarz wynagradza robotników ostatniej godziny na oczach tych pierwszych, ku ich zgorszeniu? Ponieważ to właśnie ci pierwsi potrzebują pewnej mocnej lekcji. Z ich serc musi zostać wydobyte i zdemaskowane fałszywe poczucie sprawiedliwości.
Obchodząc święto Jej wniebowzięcia pamiętajmy nie tylko o chwale Maryi, ale przede wszystkim o Jej roli „służebnicy Pańskiej”. Starajmy się Ją w tej postawie służby naśladować.
Pozwól mi, Panie, nie bać się Twojego Ognia i podążać za Tobą, nawet wtedy, gdy niewiele rozumiem poza tym jednym, że „święty spokój” już nigdy nie będzie moim udziałem.