Ważne jest, by nie być samotnym w tym życiu, by zostać uczestnikiem jakiejś grupy czy to modlitewnej, czy charytatywnej, czy edukacyjnej. Życie w tej wspólnocie wzmocni mnie i da mi siłę do wyznawania Boga, mimo tylu przeciwności wokół.
Używając „psiego” żargonu – ja w momentach trudnej prawdy jestem raczej skłonna „ujadać” niż wysłuchać. Raczej „podkulam ogon” i czekam na rozwój wydarzeń, zamiast rozpocząć czas zmian.
Często podkreślamy ogromną wagę ludzkiego sumienia i nastawienia na dobro. Nie liczą się same gesty i czyny, ale także to co jest we wnętrzu człowieka. Zapominamy jednak przy tym, że to trudne wymaganie jest świadectwem podobieństwa do Boga.
„Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno...”
Wszystkich chorych, zarówno w Lourdes, jak i w naszych parafiach, Jezus pragnie uzdrowić duchowo. Pragnie odebrać „ciężary” zalegające w sercu człowieka, zwłaszcza te, które związane są z doświadczeniem osamotnienia i opuszczenia.
Od Pana uczę się autentycznej miłości, a Jezus mi odpowie, gdy Go wezwę. Od płomienia Jego ofiary na ołtarzu, zapala się nasze światło.
Czy potrafię być z Jezusem i mówić Mu wszystko?
„Herod posłyszał o Jezusie (…) i mówi: Jan Chrzciciel powstał z martwych. Inni zaś mówili, że to Eliasz, jeszcze inni utrzymywali , że to prorok, jak jeden z dawnych proroków”.
Zasada, aby iść „po dwóch” może być także dobrą wskazówką dla osób chorych. Bo kiedy obok jest drugi człowiek – życzliwy, kochający, troskliwy, gotowy wysłuchać – wtedy łatwiej iść drogą cierpienia. Tym „drugim” u boku chorego może być także inny chory. Wówczas osoby chore połączone sytuacją cierpienia, mogą się wspierać i modlić się za siebie.
Niekiedy, aby zacząć naprawdę żyć potrzeba zmienić środowisko. Fałszywe jest myślenie, że miłość wymaga stałego doświadczania bólu i cierpienia.