Wakacje są dobrym czasem, aby zadbać o higienę życia duchowego, powrócić do pogłębionej modlitwy Słowem Bożym.
Dzisiejszy fragment Ewangelii mógłby być dowodem na to, że Jezus był okropnym synem, który nie szanował swojej matki, ale tak naprawdę chodzi o coś innego.
Ważniejsze od tego, czy doświadczymy znaku, jest zaufanie Bogu, iż mocen jest uczynić go – jeśli zechce. Bóg daje znaki, ale musimy otworzyć oczy i serce, aby je zobaczyć.
Dlatego właśnie trzeba z niego korzystać jak z leku: we właściwych dawkach i we właściwy sposób. Musi być czas na pracę, ale musi być także czas na dobrze pojęty wypoczynek. Czas na działanie, ale i czas na modlitwę, skupienie, przebywanie sam na sam z sobą i z Bogiem.
Pomagając bliźniemu, dajemy naszym czynem świadectwo o miłosierdziu Boga.
Jezus zaprasza naprawdę wszystkich do wspólnoty ze Sobą. „Przyjdźcie do Mnie wszyscy…”. Nie mówi: „tylko najbardziej przygotowani”, „niektórzy”, „bardziej godni”, „zasługujący na miłość”.
Tylko pokorne przyjęcie prawdy o tym, że sami o własnych siłach nie potrafimy poznać Boga, prowadzi nas do otwarcia się na Jego łaskę i nawiązania z Nim głębokiej i żywej relacji, która opiera się na wierze i zaufaniu.
Bardzo łatwo o stworzenie jedynie pozorów wiary, opinię o świętości tylko dlatego, że komuś tak wypada czynić. Rzeczywistość często pokazuje, że ci, którzy wyglądają na oddalonych od Boga – są bliżej.
Co jest nie tak z moją wiarą? Dlaczego po tylu latach wierności Chrystusowi nie potrafię nawet dać świadectwa własnej rodzinie?
Ile w nas siły w wołaniu o świętych następców apostołów?