Cierpiący brat – ofiara niesprawiedliwości, za którą nikt nie czuł się odpowiedzialny – jawił się jako kłopot i przeszkoda utrudniająca radosne korzystanie z życia. Dlatego trzeba było nauczyć się go nie dostrzegać.
Czuwajmy, bo gdy choć na moment uśpi się nasza czujność, możemy nie być gotowi na przyjście Pana.
Być pokornym, to pozwolić, by Bóg spojrzał na mnie z miłością i poprowadził mnie według Swej wszechwiedzy na mój temat.
Jezus pragnie, aby do świata pełnego konfliktów jego uczniowie wprowadzili zupełnie inne zasady, nową jakość, która jest w stanie zmienić ludzkie serca. Nie osądzać, nie potępiać, przebaczać...
Jeśli mielibyśmy wysunąć wniosek z dzisiejszej Ewangelii, niech będzie nim to stwierdzenie, że jako Dzieci Boże, tak jak i Apostołowie, jesteśmy powołani do kontemplacji, błogosławionej wizji.
Jezus nie przynosi nam jakichś nowych wymagań moralnych, znacznie bardziej „wyśrubowanych” ale przynosi dar serca nowego, prawdziwie uwolnionego od grzechu.
Jakże często oczekujemy od Boga znaku, który upewni nas w przekonaniu o Jego istnieniu. Jezus tymczasem przyszedł do nas ze swoją Miłością. Czy to dla nas za mało?
Chrystus jest wśród nas zawsze obecny w tych «braciach najmniejszych». Baczmy więc, abyśmy kiedyś zajęli miejsce po stronie Chrystusowych «owiec», po stronie błogosławionych, a nie przeklętych.
„Duch wyprowadził Jezusa na pustynię”. Bracie i siostro nazwij swą „pustynię”. A potem zaufaj Panu, On pisze prosto na krzywych liniach naszego życia.
Czy goście Lewiego rozpoznali w Jezusie Lekarza swoich dusz? A my? Czy rozpoznajemy Go w twarzy kapłana po drugiej stronie kratek konfesjonału? Tylko Jego przebaczająca miłość może nas odpowiednio przygotować na ucztę nawróconych.