Jezus nie popełnia błędów. On zawsze wybiera dobrze. W takim razie jak to możliwe, że wśród Apostołów „zaplątał się” zdrajca Judasz, niewierzący Tomasz i tchórz Piotr? Czy w całej Galilei i Judei nie było kogoś lepszego?
Jezus ma moc uzdrowić słowa puste, kalekie, ułomne i martwe. Pozwala błogosławić, a nie złorzeczyć. Budować, a nie niszczyć. Jezus wypędza demony obojętności i przywraca pokój. Jezus Swoim słowem uzdrawia słowa ludzkie.
Jak daleko mi do wiary w to, że Jezus może odmienić całe moje życie? Z pewnością dużo dalej niż bohaterom dzisiejszej Ewangelii.
„Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta”.
Niesienie chorego przez kilka bliskich mu osób stanowi wyraz wspólnoty ludzkiej, opartej na wzajemnej pomocy, ofiarności, otwartości na potrzeby drugiej osoby. Taka postawa buduje środowisko, w którym Bóg chce objawiać swoją chwałę.
Jezus jest obecny cały czas i jest to obecność realna! To brak wiary może sugerować, że Jezusa nie ma, że zapomniał o człowieku.
„Nie bój się, tylko wierz”- rzekł Jezus do wątpiącego Jaira. Być może właśnie w tym momencie jego serce doznaje wewnętrznego uzdrowienia. Serce Jaira staje się pełne ufności wbrew wszelkiej nadziei. Cud wskrzeszenia jego córki nastąpił.
Grzech jest prawdziwym trądem, który niszczy relacje. Gdy poddajemy Jezusowi chore miejsca naszego serca, On „skalpelem Słowa” wycina je, a następnie „balsamem miłości” zalewa ranę.
Nie bądź jak „świnia” wobec pereł duchowych w drugim człowieku, bądź delikatny i uważny nawet jeśli ta perła będzie w czyimś sercu może jedyną, przykryta błotem nieznośnych wad. Nie podepcz choćby tej jednej perły…
Czy potrafimy z równą surowością ocenić własne wady, przywary i słabostki? Czy potrafimy je nazwać po imieniu? Czy umiemy z równą walecznością podchodzić do własnych grzechów, jak do czasem dużo mniejszych wad naszych bliskich?