Nie lękajmy się końca. On jest początkiem prawdziwego życia.
Rozważanie to będzie odrobinę nietypowe. Nie biorę bowiem „pod lupę” treści dzisiejszej Ewangelii, ale wyjątkowo sięgam do słów psalmu responsoryjnego.
Chrystus nie „oszczędza” uczniów. Nie pozwala im żyć złudzeniem, że czeka ich raj na ziemi, zaszczyty i uznanie.
Dzisiaj Jezus zwraca naszą uwagę na ubogą kobietę składającą ofiarę. Jej wdowi grosz stał się symbolem całkowitego poświęcenia.
Słowa, niespodziewane w takiej chwili, jak ta i w takim miejscu jak to: „…my ponosimy słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił”. Świadectwo wiary w miejscu kaźni. Wiara w obliczu krzyża. Wiara mimo wszystko!
Gdy ogarnie mnie pokusa minimalizmu, gdy zacznę się uspokajać, że nie jest tak źle, że są gorsi ode mnie, że nie robię przecież nic złego – pozwól pamiętać, Panie, że Ty oczekujesz ode mnie choć odrobiny „szaleństwa” i wysiłku.
W dzisiejszej Ewangelii Jezus pokazuje nam, że zawsze jest czas żeby się nawrócić. Nawet największy grzesznik może powrócić do Pana.
Za kilka dni skończy się Rok Wiary ogłoszony w Kościele przez papieża Benedykta XVI. Jego graficznym znakiem rozpoznawczym jest między innymi łódź. Czy udało mi się wraz ze ślepcem z dzisiejszej Ewangelii „wypłynąć na głębię”?
Bywają takie momenty, kiedy w moim sercu jednocześnie rodzą się dwa sprzeczne uczucia. Radość i smutek, nadzieja i lęk. Treść dzisiejszej Ewangelii również wywołuje we mnie dwie całkiem różne reakcje. Z jednej strony się cieszę, z drugiej – trochę martwię.
Wiem, dlaczego dzisiejsza Ewangelia brzmi jakoś znajomo. Ten sam fragment Łukaszowej Ewangelii słyszeliśmy w liturgii blisko miesiąc temu – 20 października. Czy to jakaś pomyłka? Nie, to nie pomyłka. To natarczywe wołanie Boga.