Również moje serce może już przestać się lękać. Jezus przychodzi ze Swoim pokojem także do mnie. Wchodzi mimo drzwi zamkniętych. Pokonuje przeszkody. Staje pośrodku mojego życia. Pokazuje rany, zapewnia o miłości. Spełnia obietnicę.
Czy nie mam przypadkiem gdzieś „na boku” swego świata, który chciałabym zatrzymać, ocalić i zachować dla siebie bardziej niż samego Jezusa Chrystusa?
Pan nigdy nie przestaje strzec nas przed wszelkim złem.
Teraz, po kilkuletnim wzrastaniu uczniów w cieplarnianych warunkach miłości, Jezus „sadzi” ich jak rośliny do gruntu. Wielu z nich będzie wrażliwych na czynniki zewnętrzne, wielu połamie wiatr, wielu innych uschnie.
Jest ich coraz więcej. Mogliby mieć „spokój”, lecz oni wybrali „pokój”, o jakim mówi Jezus w dzisiejszej Ewangelii. To do nich kieruje On pocieszające słowa wsparcia: „…miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat”.
Ktoś, kto przyjął Chrystusa do swojego życia, kto mu ofiarował swoje „tak”, nie pragnie zatrzymać Go tylko dla siebie, lecz chce podzielić się Jego miłością z innymi.
Jezus obiecuje, że choć smutek zawsze będzie obecny w życiu człowieka, to ostatecznie tym, co nadaje temu życiu sens są miłość i nadzieja. Ich Dawcą jest Bóg.
Może czasami tak właśnie trzeba? Może gdyby nasze oczy nie wylały łez, nasze usta nie potrafiłyby się uśmiechać?
Jezus nie objawił nam całej Prawdy od razu. Część zostawił Duchowi Świętemu.
Czasem aby zyskać jeden dar, trzeba na chwilę utracić drugi. Dlatego Jezus mówi, o tym, że Jego odejście jest pożyteczne.