Jeśli wraz z apostołami zawołamy: „Panie, przymnóż nam wiary” jesteśmy już na dobrej drodze. Zaczynamy budować.
Wróciło siedemdziesięciu dwóch uczniów, którzy mieli za zadanie głosić Dobrą Nowinę. Osiągnęli wielki sukces, co przepełniło ich radością.
Ile jeszcze cudów muszę zobaczyć, by uwierzyć? Ile jeszcze Jego łaski pójdzie na marne? Ile jeszcze czasu upłynie, nim moje serce zacznie ufać? Odkryj jeszcze tylko jedną kartę, a zdołam uwierzyć...
Jezus wszystkich nas pragnie widzieć jako Swoich robotników. Mamy iść przed Nim, aby głosić Jego przyjście. Bo żniwo będzie wielkie.
Czasem rezygnacja z konkretnego zła może stać się początkiem wielkiego dobra. Czasem z tych kilku wysupłanych centymetrów miłości może powstać niewyobrażalny łańcuch dobrych wydarzeń, chwil i czynów.
Każdy z nas jest narażony na wiele pokus. Często chcemy czuć się lepsi, mądrzejsi czy piękniejsi od innych ludzi. Jezus mówi nam dzisiaj, że powinniśmy się pozbyć pychy. I to nie dla samej zasady, ale dlatego, że już jesteśmy wielcy.
Jezus mówi nam dzisiaj, że wspaniały czas Jego pobytu na ziemi się skończy. Syn Człowieczy zostanie wydany w ręce ludzi.
Czy Jezus nas także może nazwać swoją matką i swoimi braćmi? Tak, jeśli słuchamy Jego Słowa i wypełniamy je.
Czy można być uczciwym wobec Chrystusa nawet jeśli w oczach innych ludzi wydaje się, że nie postępujemy tak, jak powinniśmy? Dzisiejsza Ewangelia przekonuje, że tak.
Jeżeli ktoś ma jeszcze wątpliwości, co do prawdziwego znaczenia Kościoła i jego ważności, dzisiejsza Ewangelia powinna je rozwiać.