Tak chyba mogłoby brzmieć jedenaste przykazanie. I to w każdych czasach, w stosunku do każdego człowieka.
Musimy od siebie wymagać! Nawet gdyby tak zwany „świat”, w imię tak zwanej „wolności”, chciał nas z wszystkiego rozgrzeszyć .
Dziękuję Ci, Panie Jezu, za wszystkich Zwiastunów, których wyprawiłeś do mnie.
„Całe zło z wnętrza pochodzi” – mówi Jezus. Nie narzekajmy więc na tzw. „czynniki obiektywne”. One tak naprawdę nie istnieją. Nic nie może mnie zniewolić i pobrudzić, jeśli wcześniej sama na to nie pozwolę.
W słowach Jezusa z dzisiejszej Ewangelii również zdaje się pobrzmiewać przekonanie, że serce jest jednak ważniejsze od warg. Owszem, faryzeusze robią wiele, ale jest to działanie dla samego działania. Nie ma w nim dobra i współczucia – nie ma tego, co najważniejsze.
Często myślimy z zazdrością o tych, którym dane było spotkać na swojej drodze Jezusa... wystarczyło im dotknąć frędzli Jezusowej szaty, aby uzyskać łaski, o które prosili.
Moją szczególną uwagę w dzisiejszej Ewangelii zwraca jedno słowo: „Jesteście”. Nie „byliście” albo „będziecie”. „Jesteście”. Dla mnie oznacza to jedno – kochać należy tu i teraz.
Trochę smutna ta dzisiejsza Ewangelia. Znowu nienawiść, znowu intryga, znowu śmierć. Jan Chrzciciel ginie przez czyjś kaprys. Ale jest nadzieja, bo ta historia ma także swoją jasną stronę.
O Jezusowych radach z dzisiejszej Ewangelii powinniśmy pamiętać zwłaszcza wtedy, gdy szukamy wymówek dla swojej opieszałości... Mam „sandały”, mam „laskę”… czegóż więcej potrzeba?
Nic nie boli bardziej niż odrzucenie ze strony kogoś, kto jest mi bardzo bliski. Wówczas znakiem zapytania zostaje opatrzone wszystko, co najbardziej cenne i drogie.