Choroba Alzheimera jest bardzo podstępna. Zabiera człowiekowi jego historię i bezlitośnie zaczyna pisać od nowa swoją własną. Jest to historia z coraz to liczniejszymi przerwami, historia obca i wroga.
Mesjasz odrzucony przez swoich, tak samo jak przez Samarytan, nie przestaje podążać drogą wyznaczoną przez Boga.
Jezus nie jest „jednym z”, ale jedynym namaszczonym i posłanym przez Boga, który ma wyzwolić swój lud.
Tak to już jest, że lubimy się zabezpieczać na przyszłość „po swojemu”. Staramy się wszystko przewidzieć, zaplanować i zorganizować…
Kiedy słucham i wypełniam Słowo, to wkraczam w krąg najbliższych Jezusa. Tutaj – u stóp Słowa – jestem Jego przyjacielem, bratem, siostrą i matką.
Chrześcijanin powołany jest do tego, by iść śladem Jezusa. Z jednej strony oznacza to, że ma swoim sercem i życiem upodabniać się do Niego. Ma także ogłaszać prawdę o Bożym królestwie.
Ludzie mają zupełnie inne wyobrażenie pokuty i radości i dlatego odrzucają zaproszenie płynące ze strony Jana i Jezusa. Nie można im w żaden sposób dogodzić.
Na uwagę zasługuje fakt, że Jezus ulitował się nad matką umarłego syna, nad wdową. Można powiedzieć, że w tym przypadku cud wskrzeszenia jest darem nie tyle dla umarłego, ale dla samotnej matki: to ku niej kieruje się cała miłość Jezusa.
Nie znam przecież czyjegoś serca, ale chętnie osądzam i oceniam. Nie znam przecież okoliczności, czyichś doświadczeń i zranień, ale z ochotą potępiam. To błędne koło oskarżeń i pretensji przerywa dziś Jezus.
Jezus podkreśla, że istnieją dwie drogi – droga życia i droga śmierci. Nie ma trzeciej, neutralnej opcji. Kto nie kroczy w stronę życia, idzie w stronę śmierci; kto nie podąża za światłem, żyje w mroku.