Bo jak witraż, aby objawił swoje prawdziwe piękno, potrzebuje słońca, tak człowiek do pełni szczęścia potrzebuje kogoś, kto będzie go kochał.
Pominięcie któregokolwiek z tych celów byłoby poważnym wypaczeniem wizji Profesora, który widział człowieka z całą jego historią i wszystkimi potrzebami.
Zgłębiając tematykę osób z zespołem Downa nie sposób oprzeć się wrażeniu, że dodatkowy chromosom w ich kodzie genetycznym stanowi jednocześnie dramat i błogosławieństwo. Trudno licytować się, czego jest więcej.
Bóg nie obiecuje nam świętego pokoju, ale zapewnia, że pośród doświadczeń i trudów stanie z nami ramię w ramię i ocali nas od zła.
Zasadnicze pouczenie, jakie płynie z dzisiejszej Ewangelii, to prawda o tym, że trwając wiernie przy Bogu, rozpoznamy właściwy czas Jego przyjścia.
Nie jest nam łatwo zaakceptować Jezusa, który po zauważeniu „bazaru” w przedsionku pogan, sporządza sobie bicz ze sznurków i wypędza ludzi oraz zwierzęta, a także wywraca stoły bankierów i rozsypuje monety. Scena ta raczej kojarzona jest z przydrożną karczmą niż ze świątynią Jerozolimską.
Człowiek przedsiębiorczy, uczciwy i dobrze pracujący otrzyma jeszcze więcej, niż ma, a leniwy straci nawet to, co miał na początku. Podobnie może stać się z łaską wiary albo otrzymanymi od Boga zdolnościami. Raz dane wymagają pielęgnacji, zachodu i pomnażania.
Oto właśnie ocalony został jeden grzesznik – Zacheusz. Jest on zapowiedzią, że już wkrótce, w Jerozolimie, Jezus złoży Siebie w ofierze, aby ocalić wielu.
„Kto będzie na dachu, niech nie schodzi, kto będzie w polu, niech nie wraca do siebie”. To zdanie ma symboliczne znaczenie. Chodzi o to, by nie wracać do przeszłości. By w chwili Tego Dnia iść w kierunku Boga, zostawiając za sobą wszystko inne.
Dziesięciu zostało uzdrowionych, ale tylko jeden usłyszał, że jest „ocalony”. Nie ten powstaje do nowego życia, kto doznał fizycznego uzdrowienia z jakiejś choroby, czy nawet wyjścia z grzechów, lecz ten, kto w obliczu takich faktów „oddaje chwałę Bogu”.