Jezus przychodzi w ciemności człowieka, w jego obawy i lęki. Jego obecność ma jednak moc usunąć ciemność i strach. Mówi On: „Odwagi, nie bójcie się, Ja jestem”.
Kto zatem pragnie naśladować Jezusa, musi liczyć się z tym, że w jego życiu pojawią się ból i trud. Każdy jednak kto wchodzi w ślady Jezusa, może być także pewien, że jego życiu nic nie zagraża. Może być pewien wybrania i umiłowania przez Boga. Może być pewien szczęścia.
Jezus pokazuje nam dzisiaj, jaką siłę ma modlitwa. Prowadzi ona do prawdziwego przemienienia.
Dietetycy powiedzieliby zapewne, że w jakimś sensie stajemy się tym, czym się żywimy, to znaczy, że parametry naszego ciała są w dużej mierze wynikiem tego, jakiego budulca użyjemy do jego wzrostu.
Wtedy Jezus odezwał się do nich: „Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się”.
Jeżeli jako uczeń Jezusa uważam, że zrobiłem wszystko, co w „mojej mocy” – zrobiłem tylko połowę… Jezus zaprasza mnie, abym czynił również to, co jest w „mojej niemocy”, ale jest w mocy Boga.
Patrząc dziś na Chrystusa, którym pogardzają mieszkańcy rodzinnego Nazaretu, myślimy o dzisiejszym świecie i naszym życiu. Zauważamy, że wciąż powtarza się w jakimś wydaniu tamta nazaretańska sytuacja.
Zróbmy wszystko, by znaleźć się „w naczyniu” wybranych i zjednoczonych z Jezusem.
Chrystus wydobywa z nas nasze naturalne piękno. W Jego oczach jesteśmy niezwykle cenni.
Historia Marty i Marii uczy, że w życiu wiary stajemy nie tylko wobec wyborów między dobrem a złem. Często trzeba wybierać między dobrem a dobrem większym. Taki wybór jest dużo trudniejszy.