Kiedy dzieje się coś dobrego zawsze znajdzie się ktoś, komu się to nie podoba i kto próbuje „podcinać skrzydła”. W takich sytuacjach trzeba patrzeć na Jezusa i robić swoje.
Dwa odległe w czasie wydarzenia. Inny rodzaj i skala ludzkiego cierpienia. Dwa różne sposoby rozmowy z Bogiem. I różne odpowiedzi…
Kiedy pojawia się Jezus ze Swoją interwencją, wówczas mija i ustępuje wszystko, co niszczy człowieka. Tylko od Niego płynie moc ocalenia.
Zwykli ludzie. Prości rybacy. To właśnie ich zauważa i wzywa Jezus. Oni wszystko zostawiają i idą za Nim. Tak najkrócej można by opisać historię powołania Apostołów.
Gdybyż udało się na całe życie zachować pamięć i wrażenia tamtej świętej chwili, tak jak udaje się przez lata przechować białą chrzcielną szatkę, ususzoną gałązkę mirtu i chrzcielną świecę! Gdyby udało się zawsze pamiętać, czym jest Chrzest dla każdego z nas.
To nie jest Ewangelia ani o trądzie ani o uzdrowieniu z niego. To jest Ewangelia o wielkiej miłości.
Zachwycił ich, poruszył – to prawda. Ale czy na długo starczy im wiary, że wielki i niepojęty Bóg może być aż tak bliski człowiekowi?
Jezus uczy mnie dzisiaj, że w moich relacjach z ludźmi powinny dominować dwie postawy – postawa modlitwy oraz postawa obecności.
Oto Ten, którego prorok Izajasz nazywa Światłem jest pośród nich, przemierza ich „cienistą krainę śmierci”... Czy rozumieli znaczenie Jego słów? Czy pojmowali, jak radosna jest nowina, którą im przynosi?
Dzisiejsza Ewangelia to także opowieść o spotkaniu człowieka z Bogiem... To opowieść o radości dzielenia się Dobrą Nowiną.