Ubranie pięknych szat i przybranie wspaniałej maski w niczym nam nie pomoże, kiedy w naszym wnętrzu będzie bałagan.
Bóg, kiedy daje – daje obficie. Daje rozrzutnie, daje hojnie, daje w nadmiarze. Taka właśnie jest miłość. Nie oblicza, nie kalkuluje, nie odmierza. Po prostu się udziela.
Jeśli choć trochę czujemy się zaniepokojeni słowami Jezusa, nie lękajmy się. To zdrowy, ożywczy niepokój. Pozwala nam zawołać: „Panie, pod tą maską jestem ja, grzeszny człowiek".
Wyznanie Piotra pod Cezareą Filipową z dzisiejszej Ewangelii ma szczególne znaczenie ze względu na okoliczności czasu i miejsca, w których się dokonało. Piotr składa bowiem wyznanie wiary w imieniu swoim i apostołów, przebywając na terytorium pogańskim.
W dzisiejszej Ewangelii Bóg nas zaskakuje. Pokazuje, że miłosierdzie jest czymś więcej, niż podsumowaniem naszych uczynków.
Niektórym jednak udało się przeżyć. Ale nie jemu. Nie dlatego, że nie miał na to szansy, ale dlatego, że tak chciał. Tylko miłość jest zdolna do takich czynów.
Stwierdzenie, że potrzebujemy wspólnoty, nie jest jedynie pustym frazesem. Kościół powinien być naszą siłą.
Stać się jak dziecko znaczy wiedzieć, że jest się prawdziwie kochanym przez Boga i nie starać się być mądrym po swojemu. To „wiedzieć, że się jeszcze niczego nie wie”.
Tylko kochając potrafimy należycie zadbać o Kościół. Bo tylko miłość otworzy nasze serca i oczy.
Jezus przychodzi w ciemności człowieka, w jego obawy i lęki. Jego obecność ma jednak moc usunąć ciemność i strach. Mówi On: „Odwagi, nie bójcie się, Ja jestem”.