Czy nie nazbyt często tłumaczymy swój egoizm pandemią?
Może Ci się tylko wydaje, że zaprzepaściłeś adwent, może owoce Twojego przygotowania do ponownego przyjścia Jezusa na świat dopiero nadejdą.
Święty Jan Chrzciciel w życiu kapłańskim przypomina mi, że zostałem posłany przez Boga, że jestem „głosem wołającym”, który można usłyszeć na szpitalnych oddziałach czy w konfesjonale.
Przyzwyczajonym do wygód i dobrodziejstw tego świata, nawet do głowy nam nie przychodzi, że Pan Bóg może zesłać na nas karę.
Współistnienie i ścieranie się ze sobą tych dwóch światów jest nieuniknione. Jeśli starasz się żyć Ewangelią, wcześniej czy później będziesz musiał dokonać konfrontacji.
Panie, pozwól mi przeżyć spotkanie z ogniem już tu na ziemi. Przygotuj mnie na przyjęcie Twojej woli i daj mi siłę na doświadczanie niepowodzeń, chorób, cierpień.
Każdy z nas kiedyś czegoś naprawdę potrzebował i pragnął. Zauważmy, że osoba prosząca swojego przyjaciela w nocy o chleby nie prosi dla siebie, lecz dla innych. To też ważny znak. A co z naszymi potrzebami? Czy tak samo możemy być natrętni, prosząc o coś dla siebie?
Kto wie, jak zapisałby się w historii i Ewangelii Herod, gdyby wtedy pozwolił Jezusowi przemienić siebie? Jak potoczyłby się los ludzi, gdyby zaufali Bogu, a nie wypowiadali słów: „jeszcze nie teraz…”, „może jutro…”, „jeszcze mam czas….”?
Pamiętaj, że kiedy wszystkie argumenty biorą w łeb, kiedy wystrzelasz już całą swoją amunicję, pozostaje jeszcze (albo tylko!) MIŁOŚĆ – jedyny skuteczny znak przemiany świata.
„Czuwać” to nie znaczy być wszędzie, robić wokół siebie szum, siać zamęt, skupiać się na sobie czy budzić podziw innych. Czuwanie oznacza nieustanną gotowość na spotkanie z Bogiem – nie tylko to ostateczne, ale także podczas codziennych obowiązków.