Mogę siedzieć przy samym Mesjaszu, przyjąć z Jego rąk komunię i chwilę później zdradzić Boga. Mogę przyjąć Ciało Chrystusa i chwilę później wejść w noc. Zamienić błogosławieństwo na brzęk trzydziestu srebrników.
Warto na koniec Wielkiego Postu, u progu Wielkiego Tygodnia, Triduum Paschalnego i Świąt Zmartwychwstania zapytać siebie, czy przypadkiem nie jestem zatwardziały. Czy z całą wiedzą, bagażem doświadczeń, wspomnieniami, myślami i uczuciami, nie zbudowałem wokół siebie solidnego muru, który gwarantuje, że będzie tak, jak ma być, że będzie z grubsza tak, jak było.
Jezusa trzeba było po prostu się pozbyć. Znaleźć byle pretekst – choćby nawet fałszywy – by w końcu Go oskarżyć i zabić.
Więź z niepełnosprawnymi to nie tylko opieka, ale również przyjaźń.
W tej przypowieści otrzymujemy wskazówkę, aby uniknąć arogancji w naszej pobożności: będzie ona pokorna i miła Bogu, jeśli poprowadzi nas do częstych aktów skruchy i do miłości bliźniego.
Mówiąc: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół”, Jezus poucza, że sam fakt, że ktoś jest człowiekiem, czyni go godnym miłości. Tak wielka jest godność człowieka, że nawet bardzo złe czyny nie niszczą w nim człowieczeństwa.
Do stołu nie zaprasza się byle kogo. Do stołu siada się z bliskimi, z przyjaciółmi, z osobami najbliższymi sercu. Nie jestem więc dla Jezusa byle kim. Jestem najbliższy Jego sercu. To ze mną chce się spotykać i mnie obdarzać miłością.
Matteo dzielnie znosił ryzykowne biopsje, chemioterapię i kolejne operacje. Modlił się za pacjentów, których spotykał w szpitalu, a także nawiązywał przyjaźnie z personelem. Choć zewnętrznie nic nie wskazywało na to, że jest mu ciężko, w rzeczywistości prowadził walkę duchową.
Gdy śpiewamy Gorzkie żale, rozważamy cierpienia Chrystusa, idąc za Nim od Ogrójca aż na Golgotę. Podczas tej drogi nabieramy sił do drogi krzyżowej naszego codziennego życia.
Rozmowa z ks. dr. Witoldem Kanią, wykładowcą w Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Śląskiego.