Dobrych jest więcej

Chociaż często czujemy się pozostawieni sami sobie, w rzeczywistości nie jesteśmy sami. Niemen wierzył – i ja również wierzę – że „ludzi dobrej woli jest więcej” i że „ten świat nie zginie nigdy dzięki nim”.

zdjęcie: pixabay.com

2021-07-09

Jeszcze na długo przed pandemią Covid-19 psychiatrzy i psycholodzy alarmowali, że lawinowo wzrasta liczba osób chorujących na depresję. Według danych Światowej Organizacji Zdrowia rocznie zapada na nią ponad 350 milionów ludzi na świecie. Liczbę chorych w Polsce szacuje się ostrożnie na półtora miliona, ale w ubiegłym roku recepty na leki przeciwdepresyjne zrealizowało dwa razy więcej osób. Jeśli więc wierzyć tym doniesieniom, depresja może dotyczyć nawet trzech milionów Polaków. W obliczu tych danych rodzi się wiele pytań. Czy po wciąż trwającej pandemii Covid-19 będziemy musieli zmierzyć się z kolejną plagą współczesności, jaką jest depresja? Jak bardzo będziemy poturbowani psychicznie i duchowo, gdy pandemia minie? Kto lub co może uzdrowić nasze rany samotności? Czy kiedykolwiek zdołamy podnieść się z pocovidowych zgliszczy?

Życie w trybie off-line

Podczas lockdownu w marcu 2020 roku, scenariuszy na to, jak będzie wyglądało nasze życie w najbliższych miesiącach było wiele. Jednak chyba nikt z nas nie przypuszczał, że za rok możemy się obudzić jakby w tym samym miejscu. Takiej niepewności i długiej izolacji od najbliższych większość z nas nie doświadczyła nigdy. Od początku pandemii wszyscy staliśmy się trochę bardziej samotni. W jej początkowych tygodniach znaleźliśmy się w zupełnie nowej sytuacji, mierzyliśmy się z nagłymi zmianami w codziennym funkcjonowaniu, które wymagały natychmiastowego przystosowania się. Późniejsze miesiące były okresem przedłużającego się poczucia niepewności, dalszych zmian związanych z sytuacją epidemiologiczną oraz zmieniających się – kolejno rozluźnianych i zaostrzanych – restrykcji, którym towarzyszyły czasami sprzeczne przekazy medialne. Wiele osób doświadczało (i pewnie nadal doświadcza) poczucia zagrożenia dla zdrowia i życia. Uwięzieni we własnych mieszkaniach, odcięci od bliskich, bali się losu gorszego od śmierci: że w tych ostatnich chwilach nie będzie nikogo, kto poda im rękę; że nikt nawet nie zauważy ich odejścia. Osoby starsze bały się, że w razie choroby nie dostaną na czas wsparcia medycznego. Wielu seniorów nie miało nawet do kogo zadzwonić. Nawet ci, którzy mieli rodzinę, jeśli dostali się do szpitala, byli w nim sami. Nieraz odchodzili z tego świata w opuszczeniu. Wszystkie zagrożenia, które niesie ze sobą starość i samotność, w pandemii stały się jeszcze bardziej dojmujące. Do ciszy i pustki dołączył strach.

Oblicza samotności

Jeszcze dwa lata temu rodzina Elżbiety i Pawła cieszyła się spokojnym życiem. Mają dwójkę nastoletnich dzieci, w domu jest z nimi też babcia Janina. Czekali na kolejnego członka rodziny. Niestety Dominik przyszedł na świat przedwcześnie. Miał uszkodzoną wątrobę, retinopatię i ubytek przegrody międzyprzedsionkowej serca. Świat Elżbiety i Pawła w jednej chwili stanął na głowie. Ona musiała porzucić ukochaną pracę, by zająć się dzieckiem i podupadającą na zdrowiu mamą. Pracował tylko Paweł. Brał każde dodatkowe zlecenie, by utrzymać sześcioosobową rodzinę. Pandemia utrudniła rehabilitację i dostęp do lekarzy dla Dominika i babci. Wizyty lekarskie i zabiegi opóźniały się lub były odwoływane. Leki i koszty rehabilitacji pochłaniały miesięcznie tysiące złotych, które Ela i Paweł musieli wyłożyć z wieloletnich oszczędności. Cała rodzina czekała na niezbędną operację chłopca. Dominik niestety nie doczekał przeszczepu. Zmarł w styczniu 2021 roku.

Pani Małgorzata ma 67 lat i na co dzień opiekuje się 35-letnią córką Darią. Gdy mąż pani Małgorzaty zmarł, zostały zupełnie same. Niepełnosprawna intelektualnie Daria wymaga stałej opieki, a jej mama nie może podjąć pracy. Muszą radzić sobie same, bez żadnej pomocy. Wcześniej Daria uczestniczyła w wielu dodatkowych zajęciach, warsztatach z rękodzieła czy wycieczkach organizowanych przez ośrodek pomocy dla niepełnosprawnych. W zeszłym roku jednak wszystkie zajęcia i wycieczki zostały odwołane. Kiedy pandemia doprowadziła do zamknięcia Warsztatów Terapii Zajęciowej, dramat zaczął się nasilać, a depresja Darii pogłębiać. Izolacja ma okrutny wpływ na jej stan psychiczny – doprowadziła do ataków złości, agresji. Pani Małgorzata martwi się o córkę podwójnie. Sama ma problemy z biodrami, ale ograniczenia z dostępem do lekarzy sprawiły, że ciężko jest otrzymać profesjonalną pomoc. Boi się operacji, bo kto zajmie się Darią podczas jej nieobecności? Panią Małgorzatę i Darię ratuje jedno – mają siebie nawzajem.

78-letni pan Gerard doskonale wie, co znaczy walka z chorobą. I z jej nawrotem. Kiedyś pokonał raka, teraz walczy z nim po raz drugi. Aktualnie, po przyjęciu piątej dawki chemii, jest bardzo słaby, ma trudności z poruszaniem się, zmaga się z bezwładem palców u rąk i stóp, a jego odporność jest właściwie zerowa. Ale pan Gerard nie chce się poddawać. Jeszcze nie. W przyszłym roku jego wnuczka ma przystąpić do I Komunii świętej, a on bardzo chce wziąć udział w tej uroczystości.

Pani Helena kończy w tym roku 90 lat. Została zupełnie sama. Mieszka w starej kamienicy. Po zapłaceniu rachunków, zostaje jej 300 złotych na przeżycie. Jedynym źródłem ciepła w jej skromnym mieszkanku jest stary, dymiący już piec. Grzeje na nim wodę i kromki chleba, bo jak sama mówi, „trzeba czymś ciepłym ogrzać żołądek”. Pani Helena cierpi na niedosłuch, nadciśnienie i zaćmę. Te dolegliwości tylko pogłębiają jej izolację od świata, od bodźców zewnętrznych. Choć do najbliższego sklepu ma zaledwie 150 metrów, nie jest w stanie samodzielnie pokonać takiej odległości. Czasami prosi sąsiadów, by zrobili jej najpotrzebniejsze zakupy. W pandemii trudno nawet o to, bo ludzie często boją się wychodzić, unikają kontaktu. A ona uwielbia rozmawiać i tego jej właśnie najbardziej brakuje. Pani Helenie od miesięcy niezmiennie towarzyszy tylko ukochany pies. Kobieta często myśli o swojej przyszłości. Co się stanie, gdy zasłabnie? Kto jej pomoże? Kto w ogóle będzie wiedział, że potrzebuje pomocy? Czy będzie przy niej ktokolwiek bliski – oprócz jej psinki?

Remedium na ból

Mogłoby się wydawać, że z tych krótkich historii zioną jedynie rozpacz, beznadzieja, smutek, samotność. Jest w tym trochę prawdy, bo przedstawione sytuacje – myśląc po ludzku – zdają się nie mieć wyjścia. Ale tak się składa, że znam osobiście wszystkich bohaterów tych historii i wiem, że ostatecznie nie zostali sami. Ich pandemiczne losy okazały się mieć również tę jaśniejszą, pełną ciepła i dobroci stronę. Ratunkiem dla nich wszystkich stały się relacje. To one przyniosły im ukojenie w bólu i uzdrowienie ran samotności.

Nosimy w sobie głęboko zakorzenioną potrzebę relacji. Im bardziej sytuacja zewnętrzna jest trudna, nieprzewidywalna, tym ta potrzeba jest silniejsza. W samotności człowiek czuje się coraz bardziej zagubiony, przestraszony, smutny. Dlatego tak ważny jest kontakt, możliwość rozmowy, choćby najdrobniejsza, ale konkretna pomoc drugiemu.

W ostatnich kilkunastu miesiącach zapewne wielu z nas przekonało się, że więź z drugim człowiekiem jest niezbędna do życia. Dzięki pandemii – paradoksalnie – w wielu z nas dokonała się przyspieszona przemiana serca kamiennego w serce z ciała. Coraz lepiej zaczęliśmy rozumieć, że potrzebujemy głębokich relacji, a nie tylko powierzchownych kontaktów. Coraz wyraźniej zaczęło do nas docierać, że pokonać samotność znaczy znaleźć miejsce w sercu drugiego człowieka. Jeśli to konieczne zachowujmy więc fizyczny dystans, ale zacieśniajmy społeczną bliskość. Wbrew pozorom to nie to samo. Można przecież być od kogoś oddalonym o setki kilometrów, a mimo to czuć z nim bliską więź, mieć pewność, że jest się kochanym.

„Dziwny jest ten świat” – śpiewał przed laty Czesław Niemen. W 2021 roku „wciąż mieści się w nim wiele zła”, a rzeczywistość nie przestaje nas zadziwiać, przynosząc wiele nowych trosk. W czasie pandemii ludzie odczuwają strach, niekiedy bardzo konkretny i uzasadniony. Martwimy się o swoich bliskich – rodzice obawiają się o swoje dorosłe dzieci i wnuki, a te o swoich rodziców i dziadków. Życie w czasach koronawirusa stanowi test funkcjonowania państwa, instytucji publicznych, ale również naszych relacji. Chociaż często czujemy się pozostawieni sami sobie, w rzeczywistości nie jesteśmy sami. Niemen wierzył – i ja również wierzę – że „ludzi dobrej woli jest więcej” i że „ten świat nie zginie nigdy dzięki nim”.


Zobacz całą zawartość numeru ►

Autorzy tekstów, Cogiel Renata Katarzyna, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2021nr07, Z cyklu:, Z bliska

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 26.04.2024