W ostatnim czasie do Sekretariatu Apostolstwa Chorych zadzwoniła pani Paulina. W długiej rozmowie dzieliła się, że kiedyś wiele pomagała innym osobom, a dzisiaj sama potrzebuje pomocy. Mówiła, że jedynym „bogactwem”, jakim obecnie może się podzielić z innymi, jest jej niepełnosprawność i cierpienie.
Nikt nie pragnie cierpienia i krzywdy dla kogoś, kogo kocha. Gdy jednak cierpienie dotknęło rodzinę Olgi i Ireneusza, oni pokazali, że nawet przez najtrudniejsze próby można przejść ze spokojem, a nawet radością.
Chciałabym, aby moja wiara była przynajmniej mikroskopijna. Według słów Jezusa, właśnie taka wystarczy, by dokonywać wielkich dzieł. Wystarczy, że nie utracę zapału ziarna gorczycy, które choć jest najmniejsze, z czasem rodzi potężne owoce.
Nabożeństwo szkaplerza św. Józefa zostało zapoczątkowane w połowie XIX wieku we włoskiej Weronie w odpowiedzi na trudną sytuację Kościoła, a szczególnie papiestwa.
Sława, zaszczyty były na wyciągnięcie ręki. Jeden mały kompromis, uśmiech, słodkie słówko i jego życie potoczyłoby się zupełnie inaczej. Zamiast pustyni i wielbłądzich skór mógł mieć pałace i jedwabie… Ale Jan pozostał wierny Bogu!
Bóg nieustannie przychodzi ze swoim uzdrowieniem, choć Boże cuda nie zawsze dzieją się na naszych oczach. Czasem bywa, że pozostają ukryte przed światem, w głębi ludzkiego serca. Pragnę przywołać jeden z takich cudów. Opowiedział mi o nim pan Kazimierz.
Bóg pozwala rosnąć pszenicy i chwastom obok siebie. Nie pozbywa się od razu tego, co trudne i szkodliwe. Jest wyrozumiały i cierpliwy.
Dzisiaj, 16 lipca, Kościół obchodzi wspomnienie Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel, zwaną też Szkaplerzną. Na Jasnej Górze, w Czernej pod Krakowem i wielu sanktuariach maryjnych odbywają się odpusty. Obecnie na świecie miliony katolików nosi szkaplerz – prostokątne kawałki materiału lub medalik z wizerunkiem Matki Bożej Szkaplerznej.
Chociaż często czujemy się pozostawieni sami sobie, w rzeczywistości nie jesteśmy sami. Niemen wierzył – i ja również wierzę – że „ludzi dobrej woli jest więcej” i że „ten świat nie zginie nigdy dzięki nim”.
Dla chorych była bardzo delikatna, a równocześnie stanowcza. Starała się zachęcić ich do porzucenia drogi grzechu i otwarcia się na Boże miłosierdzie. Często klękała przy łóżkach pacjentów, modląc się o ich nawrócenie.