Jezus ukazany jest w całym dziele Markowym jako ciągle podążający, wręcz spieszący się, by ostatecznie dać się unieruchomić na Krzyżu, wydając w ten sposób nieprzemijający dar życia dla innych.
On zna wszystkie, nawet te najbardziej ukryte choroby naszego ciała i duszy. On pragnie przyjść "pod nasz dach" ze swoją uzdrawiającą mocą i dotknąć naszego serca, jak dotknął dłoni teściowej Szymona Piotra
Jezus jest jedynym Panem i Zbawcą. Ma moc uczynić w naszym życiu o wiele więcej niż prosimy czy rozumiemy.
Dzisiejszy fragment Ewangelii niech przyczynia się do zapraszania Jezusa do naszej codzienności, w każdej sytuacji życia: w zdrowiu i chorobie, powodzeniu i niepowodzeniu, radości i smutku.
«To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie?»
Ależ szczęściarze z mieszkańców tej krainy – myślimy. Mieli wśród siebie Mesjasza, mogli czerpać z Jego mądrości a jeszcze w dodatku czuć się bezpieczniej niż kiedykolwiek dotąd, bo leczył ich „wszelkie choroby i słabości”. A przecież nie mamy mniej szczęścia niż oni
Fragment Ewangelii św. Jana, który dzisiaj rozważamy prezentuję zaskakującą scenę. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że zupełnie nielogiczną i niezrozumiałą dla nas. Uczniowie św. Jana Chrzciciela zachowują się dziwnie: nie dość, że zostawiają swojego nauczyciela, to jeszcze podążają za kimś innym, praktycznie nieznanym, kimś, kto tylko przechadzał się obok.
Mam być palcem wskazującym na Jezusa! Wszystko, co robię, także moja praca ma być wykonywana dla Niego i ze względu na Niego!
Powtórz dzisiaj kilka razy – nie jestem godzien...
Maryjo - Święta Boża Rodzicielko, otaczaj opieką cały świat i wskazuj nam drogę Pokoju.