Codziennie przyjmujemy Słowo Boże. Ono w nas kiełkuje, rośnie, dojrzewa. Czy przypadkiem nie przeszkadzamy Bożemu Słowu w wydawaniu owoców w naszym życiu?
Po długiej i samotnej nocy udało mi się zdobyć sprawność „koszałka opałka”. Było kilka momentów kryzysowych, gdy resztkami sprytu próbowałam zapobiec wygaśnięciu ogniska. Przy nadziei trzymała mnie jednak myśl o porannym apelu i czekającej nagrodzie za wykonane zadanie.
Każde ziarno, aby mogło wyrosnąć, potrzebuje określonych warunków. Jeśli ziarnem jest Słowo Boga, to ono też potrzebuje odpowiednich okoliczności, by mogło obfitować w naszym życiu.
Uciekając się do Maryi w swoich potrzebach, nie powinniśmy oczekiwać „protekcji Matki u Syna”, ale raczej uczyć się od Niej zaufania Bogu i pełnienia Jego woli.
Mówić trzeba wprost, że z Boga, z Jego łaski nigdy nie wolno kpić.
Dziś Niedziela Słowa Bożego. Czy nawracam serce, aby przyjąć Słowo, Słowo pełne Światła, Słowo Mesjasza, który po to przyszedł na świat, aby głosić Boga, który miłuje, który ma Moc, który uzdrawia i ofiaruje Życie, radość wieczną?
Jak jest ta moja wiara? Jakie jej towarzyszą znaki?
Jezus daje każdemu szansę spotkania ze Sobą i przyjęcia Jego miłości. Mnie też „upatrzył sobie w sercu”.
Kiedy coś nam dolega, idziemy do lekarza. Lekarz bada, stawia diagnozę, przepisuje leki i każe przyjść na wizytę kontrolną. Chce wiedzieć, czy zaproponowane przez niego leczenie, przynosi pożądany efekt. Tyle, jeśli chodzi o ciało. Dzisiejsza Ewangelia mówi jednak o Lekarzu, który ma moc uleczyć nie tylko ciało.
Mówi się, że milczenie jest złotem. Ono pozwala zatrzymać się i dokonać refleksji. Ale milczenie może też być efektem zakłopotania i bezradności.