Z tej bezczynności i bezradności zrodziła się we mnie ogromna złość. Na chorobę, na lekarzy, na najbliższych, na samego siebie, także na Boga. To był czas całkowitej beznadziei. Byłem zrezygnowany i właściwie czekałem na śmierć.
Wspólna modlitwa w kilku momentach dnia – to jedno. Codzienne towarzyszenie ubogim, słabszym – to krok w głąb tej modlitwy.
O wspólnocie Arka po raz pierwszy usłyszałem kilkanaście lat temu. Wtedy nie miałem praktycznie żadnego doświadczenia w kontakcie z osobami niepełnosprawnymi intelektualnie. Nie wiedziałem, jak rozmawiać z nimi i jak się zachowywać w ich obecności. Byłem jednym z tych ludzi, którzy są pełni obaw przed [...]
O emocjach towarzyszących pobytowi wśród niepełnosprawnych.
Nie pamiętam jej zdrowej. Zawsze miała chorą nogę. Nigdy natomiast nie usłyszałam od niej ani jednego słowa narzekania.
Chorzy w śpiączce są dla mnie obrazem Jezusa ukrzyżowanego. Pomimo ich ciężkiego stanu i pozornego braku kontaktu z nimi, zawsze czuję ich obecność.
Marie ma 90 lat i jest ciężko chora. Jednego dnia powiedziała mi: „Proszę siostry, jestem już przygotowana. Pan Bóg może mnie zabrać kiedy chce, ja czekam na to nasze spotkanie”.
Zanim wyszłam, pan Mieciu jeszcze trochę poopowiadał. Mówił o tym, jak braciszek strugał mu jabłka, jak głaskał go po głowie i trzymał za rękę. Ukradkiem uroniłam kilka łez.