W momencie kiedy odpuściliśmy i powiedzieliśmy Bogu: „dobrze przyjmujemy wszystko i niech się stanie wola Twoja, Panie”, zostaliśmy szczęśliwymi rodzicami.
Kończy się Rok Miłosierdzia. Czy coś istotnego wniósł w nasze życie? Coś zmienił? Czymś zaskoczył?
Wiele słyszy się dzisiaj o lekarzach, którzy traktują pacjentów, jak numerki z kolejki i nie dbają o to, by skutecznie im pomóc. Nie przeczę, że i tacy lekarze istnieją. Ja jednak nigdy żadnego z nich nie spotkałam.
Na koniec naszej krótkiej rozmowy, pani wyciągnęła z siatki mały słoiczek i wręczyła mi go, mówiąc: „Nie ma słów, którymi potrafiłabym wyrazić swoją wdzięczność panu doktorowi. Proszę przyjąć te powidła własnej roboty, bo to jest jedyna rzecz, którą mogę się podzielić. Nic więcej nie mam”.
Poważny zawał serca, po roku drugi, operacja wstawienia by-passów, cukrzyca… Z drugiej strony – Bóg bliski, wiara, Eucharystia, drugi człowiek obok.
Od czasu tamtej decyzji, zewnętrznych trudności nadal nie brakowało. Jeszcze dwukrotnie nie udało mi się zdać egzaminów na farmację.
Rozmowa z Siostrą Teresą Jasionowicz – byłą przełożoną generalną Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu.
Ubodzy są różni, ale jedno ich łączy: mają tak mało, że Boga chętnie przyjmują.
Stajemy przed drzwiami skromnej kawalerki. Otwiera nam Isabel i prowadzi prosto do swojej mamy, której przestronne łóżko zajmuje większość pokoju.
Kiedy miałem 17 lat i ponad trzydzieści złamań za sobą, lekarze zawyrokowali wreszcie, że cierpię na kruchość kości o nieznanym pochodzeniu.