Miłość w stosunku do Boga i miłość w stosunku do człowieka to dwuskrzydłowe drzwi, które otwierają się i zamykają tylko razem.
Wybór należy do nas. Ale może warto, mimo społecznej alienacji, poczucia osamotnienia ale także wbrew własnym słabościom, zwątpieniom, upadkom i tchórzostwu, stanąć po stronie Chrystusa.
Pozwól mi Panie stać się dla ziarna Twojego Słowa tym, czym jest urodzajna, żyzna gleba dla ziarna sypiącego się z worka siewcy.
W najtrudniejszych chwilach naszego życia bądźmy po prostu jak ci słudzy z weselnego przyjęcia w Kanie Galilejskiej. Bez wahania i bez zbędnych pytań napełnijmy nasze stągwie aż po brzegi, lub uczyńmy cokolwiek nam powie, a On da nam wszystko co dla nas najlepsze.
Naucz nas Panie, jak Martę, umiejętności rozeznawania, co w życiu jest ważne, a co najważniejsze.
„Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle”
Nie tylko Jezus „wziął na siebie” cudze słabości i choroby. Nie tylko On współczuje z cierpiącymi i przyczynia się do czyjegoś uzdrowienia. Czynią to także inni bohaterowie wydarzeń opisanych w dzisiejszym fragmencie Bożego Słowa.
Któż jak nie Bóg daje zawsze dużo więcej niż się spodziewasz? Któż może sprawić, że niemożliwe staje się możliwe, a odpowiedź, która przyszła za późno tak naprawdę przyszła w samą porę?
Wybierając kłamstwo, tak jak bohaterowie dzisiejszej Ewangelii, wybieramy "nic", podczas gdy moglibyśmy otrzymać "wszystko".
Niczego nie musimy się lękać. Najważniejsze, że jesteśmy w rękach samego Boga. A co do reszty... "cóż nam do tego"?