Adam Chmielowski zrozumiał, że jeżeli chce być blisko Chrystusa, musi być blisko tych ludzi. Zrozumiał również, że nie wystarczy samo współczucie, litość, czy grosz wrzucony od czasu do czasu do czapki ubogiego.
Tak bardzo jesteśmy przywiązani do naszych doczesnych dóbr, ziemskiego porządku i namiastek szczęścia, że często trudno jest nam wyobrazić sobie przyszłe życie po zmartwychwstaniu.
Posiadanie „mamony” nie jest jeszcze grzechem, łatwo jednak staje się „okazją” możliwą do wykorzystania w wieloraki – nie zawsze godziwy - sposób.
Aby wiedzieć, czego oczekuje ode mnie Jezus, muszę dziś postawić sobie pytanie: co On rozumie przez miejsca „pierwsze” i „ostatnie”?
Od tamtych moich dziecięcych wspomnień odgradzają mnie przeżyte lata – nie zawsze tak radosne i pachnące śląskim, drożdżowym „kołoczem”. Ale jedno nie zmieniło się znów tak bardzo. Nadal otrzymuję tę „czekoladkę” i to nie tylko z okazji imienin wszystkich Świętych... Bo Święci naprawdę nie próżnują.
Jezus dokonuje wyboru, ale i sam musi zostać wybrany i uczyniony Panem naszego życia.
Ona wie, ze ja dużo bardziej potrzebuję jej niż ona mnie. Ja tylko usiłuję spłacić choć część mojego długu".
„…Błogosławieni są raczej ci, którzy słuchają słowa Bożego i go przestrzegają”.
Ile trzeba odwagi, aby zaufać Bogu niemal „w ciemno” i powiedzieć swoje „tak” wszystkiemu, co miało nastąpić później – radościom, smutkom i… cierpieniu.
Czasem trzeba zostać „ukrzyżowanym”, aby widzieć dalej i wyraźniej, aby zobaczyć swoje życie z innej perspektywy. Aby dojrzeć.