Bóg nigdy nie pozostawia człowieka samego z jego lękiem. Jako remedium na ten nasz lęk otrzymujemy w darze dzisiejszą Ewangelię i raz po raz powtarzane w niej słowa: „Wy się nie bójcie”.
Gdy świat niemal z dnia na dzień obudził się w zupełnie innej, wręcz surrealistycznej rzeczywistości, gdy człowiek – ten zdawałoby się wszechwładny i samowystarczalny gospodarz Ziemi poczuł się nagle tak mały i bezradny jak unoszony wiatrem pyłek, gdy jego zuchwałość została zamknięta w czterech ścianach, a butę zastąpił strach i przeświadczenie o własnej niewystarczalności i kruchości – stawiane są pytania o Boga i pytania do Boga.
Dziś, w przeddzień jednej z najtrudniejszych niedziel jaką dane jest przeżywać naszemu pokoleniu z racji groźnej epidemii – jak jasny promień słońca na zachmurzonym niebie otrzymujemy w darze jedną z najpiękniejszych i najbardziej poruszających biblijnych przypowieści.
Lewi i jego goście zrozumieli, kto jest jedyną ich nadzieją. Może i my rozpoznamy naszego Miłosiernego Zbawiciela w twarzy kapłana po drugiej stronie kratek konfesjonału?
Cud rozmnożenia chleba dzieje się także na naszych oczach
Czasem musimy przeżyć wielkie burze i pokonać samych siebie - swoje tchórzostwo, swoje lęki i swój brak ufności - aby Bóg mógł w nas zacząć działać.
I ja potrzebuję lekarza i miłosierdzia, jakie Jezus okazuje grzesznikom. I ja pragnę być powołana do pójścia za Nim, do nawrócenia, do zajęcia obok Niego miejsca przy stole.
I my również zawsze możemy do Niego „przyjść i zobaczyć”. „Zobaczyć” Go w Jego Domu, „usłyszeć” go w Jego Słowie, „dotknąć” Go w drugim człowieku, zwłaszcza tym najmniejszym, z którym najbardziej się utożsamia. Możemy nawet „posmakować” Go w Jego Eucharystycznym Ciele” i podzielić się Jego miłością z innymi, stając się Jego świadkim.
Ktoś, kto przyjął Chrystusa do swojego życia, kto mu ofiarował swoje „tak”, nie pragnie zatrzymać Go tylko dla siebie.
Tu, na ziemi, jesteśmy niczym więcej, jak tylko przechodniami, gośćmi, tułaczami. Naszą jedną - prawdziwą i wieczną Ojczyzną jest Niebo.