I my również zawsze możemy do Niego „przyjść i zobaczyć”. „Zobaczyć” Go w Jego Domu, „usłyszeć” go w Jego Słowie, „dotknąć” Go w drugim człowieku, zwłaszcza tym najmniejszym, z którym najbardziej się utożsamia. Możemy nawet „posmakować” Go w Jego Eucharystycznym Ciele” i podzielić się Jego miłością z innymi, stając się Jego świadkim.
Ktoś, kto przyjął Chrystusa do swojego życia, kto mu ofiarował swoje „tak”, nie pragnie zatrzymać Go tylko dla siebie.
Tu, na ziemi, jesteśmy niczym więcej, jak tylko przechodniami, gośćmi, tułaczami. Naszą jedną - prawdziwą i wieczną Ojczyzną jest Niebo.
Jako chrześcijanka wiem, że także moje serce jest świątynią i domem Boga.
Otrzymaliśmy dziś kolejną przypowieść o miłości i cierpliwości Boga. Korzystajmy więc z czasu łaski Boskiego Ogrodnika. Nie odrzucajmy Jego starań i wysiłku, dopóki mamy czas – czas na odwrócenie się od swojego grzechu.
Mimo poczucia własnej słabości, a może i niedostatecznej wiedzy, mimo własnych ograniczeń, upadków, grzechów i zwątpień, nie lękajmy się stanąć obok Chrystusa. Tego chwalebnego, ale i tego sponiewieranego, wyszydzonego, oskarżanego i ukrzyżowanego.
Łatwo było trwać przy Nim, gdy tłum wiwatował, chciał obwołać go królem, czy ścielił Mu pod nogi palmowy kobierzec. Dużo trudniej usłyszeć, że „Syn Człowieczy będzie wydany...”. Jeszcze trudniej zrozumieć. Nie rozumieli, nie pojmowali, bali się zapytać...
Bracia Kosma i Damian, jak to nieraz zdarza się wśród bliźniaków, uprawiali tę samą profesję – byli lekarzami. Do tego nie zwyczajnymi lekarzami, lecz takimi, o których dziś powiedzielibyśmy: „lekarz z powołania”.
"Jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego".
Nikt nie może powiedzieć, że nic nie ma do dania drugiemu. Każdy z nas ma chociażby jeden talent, którego inny człowiek nie posiada.