Myślę, że Jezus nie chce zniechęcić swoich uczniów, ale jak najlepszy Ojciec chce ich przygotować na trud, nieoczekiwane niespodzianki, ale też na niezwykłą nowość drogi z Nim.
Maryja jest Matką nas wszystkich, pokazuje i uczy nas jak trwać przy Jezusie w najtrudniejszych chwilach.
„Ja przyszedłem po to, aby owce miały życie, i miały je w obfitości”.
Może trzeba, abyśmy zostali sami i zobaczyli, że Bóg jest zawsze przy nas.
Dzisiaj wiem, że nie jestem samowystarczalna, a Jezus jest tym, który może mnie zbawić i tylko On może to zrobić. Nie znaczy to, że nie mam nic do zrobienia.
Czy mój język, moje słowa są znakiem, że uwierzyłam Jezusowi? Czy mogą dodawać otuchy i przywracać nadzieję tym, którzy przeżywają swoje mniejsze lub większe nawałnice?
Czy to nie dziwne, że tak straszne wydarzenie opisane jest w Ewangelii tuż po narodzeniu Jezusa? To także pokazuje, jak blisko siebie jest radość i smutek, światło i ciemność.
Kiedy to wszystko dzieje się na moich oczach, czuję się jak uboga wdowa, która została pozbawiona wszystkiego, co dawało jej pewność i bezpieczeństwo.
Jezus wie najlepiej, co powinno być we mnie uwolnione, co sprawia, że nie mogę podnieść głowy i popatrzeć na wszystko inaczej. Dlatego proszę, Jezu, przyjdź i uwolnił mnie z tego, co trzyma mnie na uwięzi.
Jezus zna myśli uczniów, zna także nasze wyobrażenia, marzenia na temat wielkości. Dzisiaj mówi, żebyśmy przyjęli dziecko.