Każdy sam musi zatroszczyć się, by jego lampy były zaopatrzone. Każdy sam musi zdobyć się na wysiłek oczekiwania Oblubieńca. Każdy sam musi zadbać o to, by został kiedyś zaliczony do grona „mądrych”.
Bóg, kiedy daje – daje obficie. Daje rozrzutnie, daje hojnie, daje w nadmiarze. Taka właśnie jest miłość. Nie oblicza, nie kalkuluje, nie odmierza. Po prostu się udziela.
Czy to naprawdę jest możliwe? Czy świadomość, że jestem Bogu znana, że w Jego oczach jestem „kimś”, może odmienić i mnie: moje serce i całe moje życie?
«Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga».
Któż nie miałby prawa zachłysnąć się takimi informacjami?! Ale nie Ona, nie Maryja. Ona po prostu rzekła Bożemu Posłańcowi: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa”.
Uczniowie Jezusa, patrząc na Niego z bliska mogli dostrzec, że żyje On w intymnej relacji z Ojcem, zanurzony w Jego miłości i że ich także zaprasza do uczestnictwa w tejże miłości.
Bóg nikogo nie pomija w zaproszeniu, pamięta o wszystkich, jest wierny. Jednak historia niewiernego Izraela i kolejnych pokoleń, które lekceważą Króla, wciąż powtarza się także w naszych osobistych historiach życia.
Panie, odbierz mi serce księgowego, a daj mi siłę, bym nie bała się dla Ciebie „zaryzykować”.
Żaden człowiek nie jest w stanie prześcignąć Maryi w Jej pokorze, dlatego też żaden człowiek nie dostąpił takiej łaski, jak Ona.
Złączenie męża z żoną jest opisane przez czasownik oznaczający przylgnięcie, wręcz przyklejenie się do drugiej osoby. Jedność duchowa i fizyczna sprawia, że dwoje stają się „jedno”.