W urokliwe majowe wieczory, ubogacone maryjnymi nabożeństwami, mocniej biją serca czcicieli Matki Najświętszej. Pobrzmiewają radosne pieśni, wyrażające w formie muzycznej pokłon i uwielbienie naszej Pani i Królowej.
Pozostaje nam tylko stawać pod krzyżem i uwielbiać Boga za cud życia, za to, że przemienił to, co było znakiem przekleństwa w błogosławieństwo.
Jej życie było nieustannym świadectwem głębokiej wiary i przekonania, że cierpienie – przyjęte i ofiarowane – może stać się potężnym narzędziem duchowym.
Fakt dokonywanych zmian w brzmieniu warunków Apostolstwa Chorych nie powinien nas dziwić ani gorszyć. Zmiany dokonywane w ich brzmieniu są próbą lepszego opisywania tego doświadczenia, ale też głębszego rozumienia prawdy Bożej. Są też świadectwem duchowego zmagania się z tajemnicą cierpienia.
Dzisiaj wiem, że gdyby nie moja żona, która cały czas była przy mnie, zszedłbym na samo dno rozpaczy. To ona zauważyła, że dzieje się ze mną coś złego. Dopytywała, jak się czuję i jak może mi pomóc, a gdy ją zbywałem, ona nie zniechęcała się i wciąż znosiła mój zły nastrój.
Asceza nie jest konkursem dla najbardziej wytrwałych, w którym głównym sędzią ma być Bóg. Nie chodzi o to, by Mu pokazać, jacy jesteśmy świetni, jak dużo potrafimy dla Niego wytrzymać… Chodzi zupełnie o coś innego. O zerwanie ze zbyt silnymi przywiązaniami.
Wielką pomocą w leczeniu depresji może stać się duchowość dziecięctwa Bożego. Ma ona swoje źródło we właściwym obrazie Boga Ojca.
Nikt z uczestników, mimo swojego wieku, czy trudnego stanu zdrowia, nie wspominał o swoich chorobach, nie żalił się, lecz przeciwnie – okazywał pogodę ducha, każdy chętnie dzielił się z innymi dobrym słowem, wsparciem, życzliwością.
Miłość chorych do Kościoła, za który ofiarują swoje cierpienia, jest skarbcem i potężnym duchowym zapleczem jego misji w świecie.
Maryja z Banneux przypomina nam współcześnie – podobnie jak miało to miejsce podczas innych objawień – abyśmy często się modlili, zwłaszcza na różańcu.