Lourdes – duchowe sanatorium
Naszą codzienność zostawiliśmy we Wrocławiu, a do Lourdes przyjechaliśmy jak do duchowego sanatorium, by odpocząć przy Sercu Matki Bożej. Oczywiście z tej naszej codzienności także wiele spraw zabraliśmy ze sobą, by powierzać je Maryi.
2024-11-05
Nazywam się Marek Malarski i razem z moją małżonką Romualdą w dniach 7-12 września br. uczestniczyliśmy w V Archidiecezjalnej Pielgrzymce Osób Chorych i Niepełnosprawnych do Lourdes, organizowanej przez archidiecezję katowicką. W tym roku oboje skończyliśmy 77 lat. Dla mnie był to drugi pobyt w Lourdes, a dla Romualdy trzeci. Przyjechaliśmy z Wrocławia, a o pielgrzymce dowiedzieliśmy się, słuchając w radiu transmisji Mszy świętej z Bazyliki Krzyża Świętego w Warszawie. W ramach ogłoszeń została podana informacja o wyjeździe, więc postanowiliśmy zadzwonić na podany numer telefonu i się zapisać. Po raz pierwszy przyjechaliśmy do Lourdes w 1982 r. z pielgrzymką parafialną. To były zupełnie inne czasy i od tamtej pory wiele się w Lourdes zmieniło. Pamiętam, że wówczas spaliśmy w przygotowanych kontenerach mieszkalnych obok drogi krzyżowej na wzgórzu. Stołówka znajdowała się w innym miejscu, więc warunki były dużo trudniejsze. Dzisiaj do dyspozycji pielgrzymów jest m.in. ogromny Dom Pielgrzyma Accueil Notre-Dame, zlokalizowany w bliskim sąsiedztwie Groty Objawień i całego terenu Sanktuarium. Jesteśmy bardzo wdzięczni za to, że mogliśmy mieszkać w tak pięknym miejscu i komfortowych warunkach. Podczas tegorocznego pobytu w Lourdes chłonęliśmy atmosferę tego miejsca, oddając się modlitwie. Naszą codzienność zostawiliśmy we Wrocławiu, a do Lourdes przyjechaliśmy jak do duchowego sanatorium, by odpocząć przy Sercu Matki Bożej. Oczywiście z tej naszej codzienności także wiele spraw zabraliśmy ze sobą, by powierzać je Maryi. Naszą główną intencją było dziękczynienie za ponad 50 lat naszego małżeństwa, a także prośba o zdrowie dla nas i życie wieczne dla zmarłych z rodziny – zwłaszcza mojego młodszego brata Jacka i bratanicy Matyldy. Lourdes to miejsce, w którym człowiek ma możliwość wyciszenia się i uprządkowania wielu spraw w sercu. Na co dzień, w biegu życia nie zawsze to jest możliwe. Pielgrzymka – szczególnie przeżywana w gronie osób chorych, a także medyków i kapłanów – jest dobrą okazją, by się zatrzymać, pomyśleć nad swoim życiem i odnowić relację z Bogiem. W Lourdes wszystko temu sprzyja – codzienna Msza święta, procesje, modlitwa różańcowa, adoracja Najświętszego Sakramentu.
Chciałbym wspomnieć o jeszcze jednej ważnej dla nas sprawie związanej z tegoroczną pielgrzymką do Lourdes. Otóż, bardzo nam zależało – szczególnie mnie – aby uczestniczyć akurat w tym wyjeździe, bo wiedzieliśmy, że będą w nim uczestniczyli także członkowie wspólnoty Apostolstwa Chorych. Wspólnota ta jest mi bliska nie tylko przez swoją duchowość i miesięcznik, ale także dlatego, że osobiście znałem ks. Jana Szurleja, drugiego sekretarza Apostolstwa Chorych w Polsce. Jako niespełna 10-letni chłopak nieraz służyłem mu do Mszy świętej w kościele św. Wojciecha w Kłodzku. Poza tym chodziłem do liceum z bratanicą ks. Jana, mieszkaliśmy na tej samej ulicy. Ksiądz Jan odprawiał Msze święte we wspomnianym kościele, gdy przebywał w Kłodzku, odwiedzając brata. Chociaż byłem wówczas dzieckiem, dobrze zapamiętałem wyrazistą osobowość i wielką pobożność ks. Jana. Choć jego kapłańskie życie zawiodło go w wiele różnych miejsc, w których pełnił posługę, po śmierci wrócił w bliskie strony – do Kłodzka, i tutaj został pochowany na parafialnym cmentarzu. Księdza Jana także polecaliśmy w modlitwie podczas pielgrzymki.
Jesteśmy niezwykle wdzięczni za możliwość ponownego przybycia do Lourdes. Po kilku dniach spędzonych w światowej stolicy chorych czujemy się umocnieni. Prosimy Boga i Maryję, aby nadal prowadzili nas przez życie.
Zobacz całą zawartość numeru ►