Zdaj raport – powiesz – siostro z twojego dyżuru na ziemi. Zważ wtedy, Boże mój Panie, żeś skarby swe złożył w kruchym glinianym dzbanie.
Wiesz o nich wszystko – bo we łzach gorących wyznali Ci grzechy bolące jak drzazgi i jak ufne dzieci powierzali się Twoim ramionom. Oddając Ci własność – ból choroby, samotność.
Lecz gdybyś Bogiem nie był i sam nie lepił mnie, Boże, ze łzami bym wołała – młodego wina nie marnuj, Panie.
Jak ciężko zrozumieć tę miłość! Dlaczego krzyż? Czy po to ból codziennych upadków, byś Ty mnie w niemocy podnosił?
Pan wybrał mnie po to, bym była Jemu wierna w modlitwie, a potem także w realizowaniu codziennej posługi przy chorych. To jest sens mojego zakonnego powołania.
On sam mnie dotyka, wkłada dłonie w rany mego grzechu, bym wierzyła, że grzeszę i jestem przez Niego kochana.
Mogę jak uczeni w Piśmie znać słowa, cytować je z pamięci i wciąż SŁOWU nie uwierzyć, bo potrzebna nam moc Ducha Świętego.
Choć Cię nie pojmuję, jednak nad wszystko miłuję...
Gdy będziesz znajdować w sobie cnotę męstwa – przeciwstawienia się temu, co złe – w oczywisty sposób poprowadzi cię to do cierpienia i samotności.
„Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów...”