Czy się Twoje wino w glinianym nie zepsuje dzbanie?
Czyj tam Głos serce od ziemi odrywał, żeś tam Piotrze namiot chciał postawić i na ziemskie nie schodzić niziny? Powiedz! Bo tęskni serce moje.
I ja dziś potrzebuję bardziej Lekarza niż Pana. Dlatego staję przed Tobą z chorobą grzechów własnych, i z wiarą wołam uzdrów Twe podobieństwo we mnie.
I ja maluję w sobie Twój obraz na wyobrażenie swoje. A przecież Ty nie jesteś Bogiem wyobrażeń moich i Bogiem moich pomysłów.
I mówić nie możesz, że kochasz, jeśli życia nie łamiesz jak chleb. Bo miłość wymianą jest darów, poznasz ją po owocach i koszach pełnych ułomków rozdanego chleba, po lekkości serca rozebranego z szat, kroplach potu zastygłych jak sól.
Tylko Krzyż W Wielki Piątek winę świata i jego grzech uniesie. I nie trzeba nic mówić, ani pisać nie trzeba.
A Tyś mi zaufał i ufasz do dzisiaj, że o każdej porze wejdziesz jak Gospodarz. Ja drwiną zuchwałą jak kamieniem ciężkim nie wzgardzę Dziedzicem, bo wiem kto jest Włodarz.
Nie, nie wolno wymyślać świata na nowo, tworzyć ideologii przeczących prawdzie Boga.
Zachwyt unosi tęsknotę, w pałac przemienić chcę się cała. Ty się uśmiechasz do mych pragnień, stajenką chcesz bym została.
Niech ujrzę, ślepiec marny, że jesteś w dotyku czułych ludzkich dłoni, w każdej kropli potu, w każdej cząstce ciała, które mi powierzasz abym je kochała.