Jezus nazywa sprawy po imieniu. A ja...? Ile słów, ile wytłumaczeń,usprawiedliwiania – że życie, że okoliczności, że każdy ma prawo do szczęścia.
Czy królestwo Boże we mnie i przeze mnie wydaje owoc, przynosi plon?
Moje nogi, moje serce, moje życie... czy już są gotowe na narodzenie Boga, narodzenie Jezusa?
Co zostaje w moim życiu? Wiara – pod warunkiem – jeśli ją pielęgnuję. Bóg – jeśli Go kocham z całych sił. Jakie znaki lub znak mam rozpoznać dziś, na teraz?
Jakże bardzo dziękuję za ślad i drogę Patrona dzisiejszego dnia, św. Jana Pawła II. Czytam trzy znaki jego ścieżki: służyć, być obecnym, przyjąć krzyż.
Czytać Jezusa to czytać Jego osobę, Jego słowa, Jego znaki, Jego cuda, Jego postawę. Czy ja przypadkiem nie czytam Jezusa jak mi pasuje w zależności od sytuacji i okoliczności?
Jaką „panną” jestem, jaką staję się w codzienności? Jaką? Co jest oliwą w moim życiu? Czego symbolem, znakiem jest ta oliwa?
Musi być wzajemność. Ja trwam w Jezusie, a Jego Słowo we mnie. A wtedy przynoszę owoc,owoc obfity w Jezusie.
Tylko Jezus może uzdrowić, może uleczyć – ale trzeba poprosić i to nie raz, nie dwa, ale zawsze. A może wystarczy poprosić raz, ale za to tak z głębi serca: „Jezusie Synu Dawida ulituj się nade mną”.
A może to moje serce jest jaskinią zbójców? Może moje łóżko, do którego jestem przykuty dzień i noc jest pełne złości, zawiści, grzechu, krzykliwości, żalu i pretensji do Jezusa i do człowieka.