Dzisiejszy fragment Ewangelii mógłby być dowodem na to, że Jezus był okropnym synem, który nie szanował swojej matki, ale tak naprawdę chodzi o coś innego.
Bardzo łatwo o stworzenie jedynie pozorów wiary, opinię o świętości tylko dlatego, że komuś tak wypada czynić. Rzeczywistość często pokazuje, że ci, którzy wyglądają na oddalonych od Boga – są bliżej.
Niekiedy mówi się o tym, że dzisiejsze społeczeństwo nie uznaje autorytetów. Być może kiedyś było nieco lepiej, ale z pewnością ludzie szukali w kimś oparcia.
W dzisiejszą uroczystość świętych Piotra i Pawła to sformułowanie o Jezusie jako Mesjaszu bardzo mocno wybrzmiewa. Dobrze, żeby dla nas było nie tylko pustą informacją, ale również osobistym doświadczeniem.
Wraz z bogaceniem się krajów Zachodu zaczęło narastać pytanie: czy można być jednocześnie bogatym i wierzącym? Dzisiaj Chrystus zachęca nas do przekraczania ciasnej bramy.
Dzisiaj Chrystus zachęca nas do realizacji najtrudniejszego spośród przykazań – przykazania miłości nieprzyjaciół.
Chrystus zachęca nas dzisiaj, byśmy byli jak sól, która nadaje smak i jak światło, które wyraźnie daje o sobie znać tym, którzy na nie patrzą.
Patrząc z boku na chrześcijaństwo można dojść do wniosku, że jest ono istnym szaleństwem, wszak wielu dzisiaj chce rozwijać się przez zdobywanie, a Jezus uczy nas żeby oddawać. Być może jest to jedyna droga do szczęścia.
Jezus obiecuje wiele dóbr od Boga tym, którzy pójdą za Nim. Nawet dóbr materialnych, co może nas dziwić.
Jezus mówi nam dzisiaj, że prawdziwe życie wieczne oznacza poznanie Boga. Pełne poznanie kogoś rodzi dobro, w tym wypadku na wieczność.