Przypominam sobie niezwykłe kolory na niebie w drodze do pracy, chorego, który pokazał mi cnotę cierpliwości, dzień w którym modlitwa była tak łatwa... Wtedy rodzi się wdzięczność Bogu i ludziom.
Przypominam sobie wszystkie moje wypowiedziane i nieujawnione pytania rozpoczynające się od „dlaczego on, ona, oni robią to, czy tamto?” – żeby osądzić, oburzyć się, poczuć się lepszym.
Ponieważ moje serce jest czasami jak ruchliwa droga pełna choinek, bombek i zjazdów do marketu, daję się ponieść Liturgii, Kościołowi, ciszy, żebym mogła przeżyć Boże Narodzenie.
Trochę rozmyślałam o tym „co musi się stać”, co musi przeminąć, choć wydaje mi się piękne i że „mam się nie trwożyć”, bo kochający Bóg ma absolutnie wszystko pod kontrolą.
Spotkanie z Ukrzyżowanym z czasem rozrosło się w modlitwę i umocniło moją wiarę.
Czy Boże Słowo naprawdę ma moc przemiany serc? Czy potrafi skruszyć nawet najbardziej upartego człowieka?
Krzyż i cierpienie to tylko etap, a celem jest Zmartwychwstanie i przebywanie przy Bogu, którego obecność pełna czystej Miłości sprawi, że jaśnieć będą nasze oblicza.
Codzienna Msza św., spowiedź, adoracja Najświętszego Sakramentu może być przywilejem dla wybranych?
Na pierwszym miejscu jest głoszenie Ewangelii, wszystko inne jest dodatkiem tej misji.
„Abyście się społecznie miłowali” J 15, 12 b /tłum. ks. Jakub Wujek 1599 r./