Bardzo często przy okazji różnych rozmów, także tych towarzyskich, podejmowany jest temat tego, co i ile wolno katolikowi, a co już jest niezgodne z przepisami, jakie dyktuje wiernym Pan Bóg za pośrednictwem Kościoła. Równie często można usłyszeć w tym kontekście donośny głos tych, którzy pragnęliby rewolucyjnych zmian, może nawet przewrotu, albo przynajmniej jakiejś odnowy. Czy jest to możliwe, szczególnie kiedy weźmiemy pod uwagę słowa Jezusa mówiące o stałości Prawa?
Pewnie każdy marzył kiedyś lub przynajmniej zastanawiał się jakby to było stać się królem lub księżniczką, albo przynajmniej kimś wpływowym, kto miałby władzę nad innymi. Można sobie wyobrażać poddanych, albo przynajmniej jakiś zależnych ludzi, którzy oddają pokłony, albo biją się o zainteresowanie. Nawet stara maksyma mówi, że tak naprawdę ludzie chcą być bogaci, aby mieć władzę nad innymi, a nie na odwrót. Tylko, czy to rzeczywiście prawdziwa władza i wielkość?
Ludzie potrzebują wyraźnego znaku, dowodu, kiedy nie potrafią dojść do wniosków na drodze rozumowania, czy intuicyjnego przeczucia. Podobnie było w czasach Chrystusa. Pobożni Żydzi zastanawiali się kim On naprawdę jest i oczekiwali świadectwa, potwierdzenia Jego boskości. Nawet kiedy je otrzymywali w postaci cudu, np. uzdrowienia, to i tak dystansowali się i jeszcze bardziej pogłębiali swoje wątpliwości. Wątpliwości, albo złą wolę i brak chęci w rzetelnym poznaniu Jezusa.
Bardzo łatwo uczynić z czegoś pozornie dobrego okazję do tego, by zareklamować swoją osobę i móc pokazać się przed innymi, a może też samemu poczuć się nieco lepiej. Ciekawe ilu spośród wolontariuszy i dobroczyńców podejmuje różne wyzwania ze względu na innych, a ilu po to, by czymś zająć swoje życie.
Karty Starego Testamentu przepełnione są różnymi proroctwami. Niektórych z wielkich proroków moglibyśmy wymienić jednym tchem: Eliasz, Elizeusz, Izajasz, Jeremiasz, Daniel… Patrząc na działalność i dzieła, które po sobie pozostawili, podziwiamy ich, ale też nieraz zastanawiamy się w jaki sposób odczytywali prawdę o Bogu i o świecie.
Każdy z nas potrzebuje jakiegoś uzdrowienia. Jeden fizycznego, inny psychicznego, jeszcze inny duchowego. Kiedy już jest okazja, żeby się ono dokonało, oczekujemy, by nastąpiło jak najszybciej. Tymczasem wiara, tak bardzo potrzebna przy każdym rodzaju uzdrowienia, to długi proces, wymagający cierpliwości.
Trudno pogodzić się z kimś, z kim od dłuższego czasu toczymy spory. Niekiedy nawet udaje się podać sobie rękę i wypowiedzieć „przepraszam”, ale zadra w sercu, bardzo często, zostaje na długi czas. Jeszcze trudniej pogodzić się z samym sobą. Ile razy mówimy „nic się nie stało”, kiedy upadamy w naszym życiu, a mimo tego myślami krążymy wokół problemu jaki napotkaliśmy. Tymczasem Chrystus pragnie uwolnić nas od ciężarów zalegających w naszych sumieniach.
Żyjemy w czasach, gdzie co raz bardziej liczy się „ja”. Na dalszy plan schodzą odmienne poglądy, pomysły na życie, czy zdania na różne tematy. Najważniejszy jest „mój” punkt widzenia. Takie tendencje obserwujemy nie tylko w życiu codziennym, funkcjonując pomiędzy poszczególnymi ludźmi, ale również w świecie polityki, mediów, wielkich światowych wydarzeń. Jeśli ktoś ma odmienne idee niż rządzące lub będące na szczycie elity, wtedy nie tylko lekceważy się go, ale nawet wyśmiewa i pokazuje jego nierozumność.
Każdy wierzący, choćby podświadomie oczekuje potwierdzenia Bożej obecności w jego życiu. Dojrzała wiara współdziała także z rozumem, pozbawiona sfery intelektualnej staje się tylko pustym, zewnętrznym rytuałem, który nic nie wnosi w ludzkie sumienia, może jedynie w kulturę i tradycję. Jan Paweł II we wstępie do encykliki „Fides et ratio” napisał: Wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy. Czy zatem słusznie oczekujemy znaku od Boga potwierdzającego nasz wybór?
Jezus dokonał kolejnego skandalu. Przynajmniej w mniemaniu Żydów. On, nauczyciel, prorok, wzór do naśladowania, potencjalny Mesjasz (pamiętamy wątpliwości faryzeuszów, co do tego kim jest Chrystus) łamie jeden z podstawowych i najbardziej rygorystycznie przestrzeganych nakazów – brak jakiejkolwiek aktywności w Szabat.