Do nieba nie chodzę, bo jest mi nie po drodze… To słowa jednej z popularnych w ostatnich latach piosenki. Patrząc z perspektywy chrześcijańskiej, nie są one do końca zgodne z tym, co Kościół naucza o wierze. Do nieba powołany jest każdy, kto przyjął chrzest, uzdolniony, by tam się znaleźć każdy kto przyjął bierzmowanie, a umocniony do zbawienia ten, kto łączy się z Jezusem w sakramencie Komunii Świętej. Każdy wierzący oczekuje wiecznej nagrody w niebie i pewnie od czasu do czasu zastanawia się jak tam będzie.
Tłumnie zgormadzona rodzina podczas Wigilii Bożego Narodzenia, hucznie obchodzone imieniny, spotkania „bez okazji” w niedzielne popołudnia, wspólne wyjazdy na jeden dzień w góry, czy długie wakacje… Obraz takiej rodziny i takiego społeczeństwa pomału przechodzi w przeszłość i ustępuje małej, zamkniętej swoim domu lub mieszkaniu rodzinie. Czy powrócą czasy, kiedy odwiedziny ot tak, bez powodu, bez uprzedzania i bez umawiania się znowu będą czymś normalnym?
Po czym poznać wzorowego katolika? Coniedzielna Msza św., wstrzemięźliwość od mięsa w piątek, regularna spowiedź, codzienna modlitwa i zdrowe relacje z innymi ludźmi. Wygląda wzorcowo i bez zarzutu, ale czy to wszystko, aby na pewno wystarczy? Czy nie brakuje w tym zestawie jeszcze jednej, bardzo istotnej cechy? Owszem, trzeba jeszcze dodać: zgodność z sumieniem.
Bóg jest sędzią sprawiedliwym, Który za dobre wynagradza, a za złe karze. To jedno z pierwszych zdań, jakie poznajemy ucząc się o naszej wierze i Bogu. Druga prawda wiary tak bardzo zastanawia i zadaje pytanie o to, gdzie leży granica między sprawiedliwością a miłosierdziem, i czego jest więcej w Bogu?
Z fragmentu Ewangelii, jaki Kościół podał nam na dzisiaj do rozważenia, tak naprawdę nie wynika ilu ludzi stało pod krzyżem Chrystusa w momencie Jego konania. Możemy być pewni co do św. Jana Apostoła, natomiast dużym znakiem zapytania pozostaje liczba kobiet, które oglądały śmierć Mesjasza. Jednak nie ilość jest dla nas najważniejsza, a personalne (osobiste) podejście Chrystusa do każdej z obecnych osób.
Zbawienie to cel każdej religii świata. Jest różnie pojmowane, raz jako wyzwolenie się z wszelkiego cierpienia i ograniczeń (buddyzm), innym razem jako doskonałe zjednoczenie się z wszechobecną niebiańską siłą tao (religie Chin), czy wreszcie jako powrót na Ziemię w innym wcieleniu (hinduizm). Dla nas chrześcijan zbawienie to spotkanie z Bogiem, zjednoczenie z Nim, stanie się właściwie jak On, to życie wieczne bez bólu, w doskonałej szczęśliwości, otoczone pełnią miłości.
Dzisiejszy fragment Ewangelii jest doskonale znany, często przytaczany i szeroko komentowany. Zazwyczaj zwraca się w nim uwagę na to, że uczniowie Jezusa nie rozpoznali Go, chociaż przebywali z nim dłuższą chwilę, będąc dosłownie na wyciągnięcie ręki. Inny wiodący motyw, to rozbieżność tego, czego dokonał Jezus z planami uczniów.
Dzisiaj rozważamy fragment Ewangelii opisujący jedną z najbardziej dramatycznych postaci całej historii zbawienia. Judasz, to człowiek fascynujący wielu, który swoją postawą zadaje pytania o to, dlaczego ktoś tak bliski Jezusowi może Go w ostatniej chwili zdradzić. Zadaje także pytania o podstawowe prawdy wiary, szczególnie te związane ze Zbawieniem i życiem po śmierci.
Z pojęciem prawdy spotyka się każdy, już od najmłodszych lat. Jeśli jest dobrze wychowywany, to wpaja się mu, żeby zawsze mówił prawdę i był uczciwy. Jednak wraz z wiekiem coraz trudniej określić czym ona tak naprawdę jest i coraz trudniej zmotywować się, by w każdej sytuacji stawać po stronie prawdy. A jednak Chrystus mówi, że to ona nas wyzwala…
Wraz z coraz mniejszym zaangażowaniem wiernych w życie Kościoła obserwujemy wzrost zainteresowania wobec rożnego rodzaju wróżek, znachorów, energoterapeutów i innych osób posiadających rzekomo nadzwyczajne dary i moce, które wykorzystują do uzdrawiania i niesienia pomocy innym.