O świętej, która ma oczy jak ogień

Wyobrażając sobie moją rozmowę ze św. Teresą Benedyktą od Krzyża, sądzę, że w jej oczach ujrzałbym Mądrość i ogień, towarzyszący wielu niespokojnym duszom, które ukojenie znalazły wyłącznie w Bogu.

zdjęcie: ks. Wojciech Bartoszek/zbiory Towarzystwa im. Edyty Stein

2025-08-01

Słowa: „Boże ojców naszych, Boże Abrahama, Jakuba, Józefa, Dwunastu Pokoleń, Boże Księgi świętej, Prawa i świątyni, wielbimy Cię, Panie, pokorną miłością”, zaczerpnięte z pięknego hymnu Liturgii Godzin, przenoszą nas w wyobraźni do Ziemi Izraela. Przed oczami stają nam postaci wielkich Patriarchów narodu wybranego przez Boga, z dziedzictwa których narodził się Mesjasz, Syn Maryi, Jezus Chrystus, nasz Pan i Zbawiciel. Historia zbawienia jednak się nie skończyła. Spełniły się proroctwa, lecz Bóg działa w naszym „tu i teraz”. On nadal inspiruje i swoim Słowem zaprasza człowieka do uczestnictwa w Jego życiu, a szczególnym świadectwem odpowiedzi na Boże wezwanie są postaci świętych, które od wieków przedstawia nam Kościół. Wśród grona tychże jawi nam się postać wyjątkowa; kobieta żyjąca w nieodległej przeszłości, całopalna ofiara tragedii Auschwitz-Birkenau sprzed 83 laty. Kobieta o przenikliwym spojrzeniu, wybitnie inteligentna, poszukująca Prawdy; autonomiczna i świadoma swojej godności, Żydówka z krwi, chrześcijanka z wyboru i łaski, mniszka, karmelitanka bosa – św. Teresa Benedykta od Krzyża, Edith Stein.

I moglibyśmy o niej powtarzać słowa już wypowiedziane; toczyć w niniejszym tekście akademickie rozważania na temat fenomenologii, heideggerowskiej ontologii fundamentalnej, dekonstruując zagadnienia „Sein” oraz „Dasein”, którym się Edith Stein w czasie swej naukowej kariery z pasją oddawała, lecz nie w tym rzecz. Zapraszam Cię, drogi Czytelniku, do krótkiej wędrówki – mojej i osobistej, na pewno zatem nieobiektywnej. Żywię jednak nadzieję, że tekst ten będzie inspiracją dla Twoich osobistych poszukiwań, w których św. Teresa Benedykta od Krzyża stanie się i dla Ciebie towarzyszką. A towarzystwo to wyśmienite dla tych, których rozedrgane serce woła o sens.

Droga Księgi i Mądrości

11 października 1998 r. z logii Bazyliki św. Piotra na rzymskim Watykanie opuszczono potężne, czarno – białe zdjęcie zakonnicy, której głowę okrywał wielki welon. Postać wówczas w ogóle mi nieznana, ot – kolejna wśród wielu, której heroiczność cnót, a – w jej wypadku i śmierć męczeńska zostały z pewnością skrzętnie zbadane w prawno-kanonicznych sitach. Po uroczystej prośbie, skierowanej przez Prefekta Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, papież Jan Paweł II odmówił formułę, na mocy której Teresa Benedykta od Krzyża, karmelitanka bosa wpisana została do katalogu świętych wraz z poleceniem, by odbierała cześć w całym Kościele. Uroczyste „Gloria”, bogactwo liturgii, causa finita (sprawa zakończona). Dzień ten zapadł mi jednak w pamięci wyjątkowo, a spojrzenie nowej świętej, bijące z fotografii umieszczonej na fasadzie Bazyliki św. Piotra nie dawało mi spokoju. Pierwsze publikacje, które trafiły do moich rąk, a stanowiące o postaci św. Teresy Benedykty od Krzyża ograniczały się do jej biografii, które to kreśliły jednak obraz osoby o wyjątkowym rysie. Zachwyt! Kanonizacja miała miejsce przecież wiele lat później od przełomowej wizyty Jana Pawła II w rzymskiej synagodze, w której w sposób wyjątkowo dobitny papież przypomniał o szczególnej więzi łączącej Kościół z judaizmem. „Jesteście naszymi umiłowanymi braćmi i – można powiedzieć – naszymi starszymi braćmi”. Tymi właśnie słowami zwrócił się wówczas papież do społeczności żydowskiej.

Kanonizacja św. Teresy Benedykty od Krzyża była wydarzeniem równie wyjątkowym. Oto bowiem ukazano nam świadectwo życia osoby, wyrosłej z pnia judaizmu, a która pełnię Objawienia i Prawdy znalazła w Kościele. Historia życia Edith Stein stała się dla mnie w pierwszym rzędzie inspiracją do osobistych poszukiwań w bogactwie treści płynących z Ksiąg Starego Testamentu, które tak często słyszymy i śpiewamy podczas liturgii mszy świętej. Na pewnym etapie życia sama Edith Stein odeszła od judaizmu, dryfując w stronę agnostycyzmu, lecz była w pełni świadoma wagi wiary przodków. Dawała temu wyraz już w wieku dojrzałym w wypowiedziach publicznych czy listach, w których – jak w słynnym liście z dnia 12 kwietnia 1933 r., kierowanym do papieża Piusa XI – określiła się mianem „dziecka narodu żydowskiego”. Postać tej karmelitanki bosej, łączącej w sobie obie wielkie tradycje może zatem pomóc otworzyć oczy i serce na dziedzictwo judaizmu, jako ludu Księgi. Każdego z nas wzywa Bóg do osobistej wędrówki, jak Abrahama; prowadzi do walki nad brzegiem naszego własnego potoku Jabbok, jak Jakuba i zaprasza do intymnej, przyjacielskiej rozmowy twarzą w twarz – jak Mojżesza. Doświadczamy radości, bólu i ulotności życia, jak Kohelet. Uciekamy przed Bogiem, dzieląc losy proroka Jonasza i nierzadko błądzimy, jak błądził wielki Salomon, odnajdując wreszcie w bogactwie Psalmów czułe Oblicze Boga, który nas zna i przenika. Słowo Boże jest żywe i skuteczne; możemy doświadczyć jego mocy na drodze pogłębionego studium oraz lectio divina, które niemal intuicyjnie przeniesie nas na ścieżki modlitwy. Historia św. Teresy Benedykty od Krzyża jest i stać się może impulsem dla pogłębienia naszej relacji z Bogiem na kartach Pisma, które wyszło z ust Pana, a przeniesione zostało przed wiekami na zwoje rękoma przedstawicieli narodu, którego krew płynęła w żyłach naszej Świętej.

Droga Odwagi

Od kilku stuleci ludzkość doświadcza radykalnych zmian, zapoczątkowanych procesem rewolucji przemysłowej. Czerpiemy z dobrodziejstw błyskawicznej wymiany informacji, rozwoju nauki i technologii. Wielu z nas dotyka jednak przestrzeni wewnętrznego niezaspokojenia, lęku, bólu czy utraty sensu. W postmodernistycznym świecie „prawda” wydaje się bowiem pozostawać względna, bądź nie istnieje w ogóle; dotychczas pojmowana antropologia – zachwiana bądź redefiniowana; wszystko może podlegać zmianom, wszystko płynie.

Święta Teresa Benedykta od Krzyża zginęła 9 sierpnia 1942 r., gdy świat pogrążony był w globalnym, mrocznym konflikcie. O sile jakich wartości stanowi jej życie i śmierć? Jakie przesłanie pozostało po tej karmelitańskiej mniszce, ustanowionej obok św. Benedykta z Nursji i św. Katarzyny ze Sieny, Patronką Europy? Historia jej życia dla wielu może się wydawać zaskakująca i bez cienia wątpliwości można jej przyznać tytuł patronki poszukujących. Daleki jestem od stawiania tez, że oto w jej pismach odnajdziemy odpowiedź na wszystkie pytania. Jej postać może stać się jednak dyskretną towarzyszką w Twojej i mojej drodze. Myśląc o Edith Stein nie można zatem pominąć, że szczególnym rysem jej osobowości pozostawała – jak się wydaje – odwaga. Rzeczywistość poszukiwań zakłada bowiem akt odwagi, a tenże niejednokrotnie może wiązać się z doświadczeniem bólu, dyskomfortu i samotności. Odwaga, która cechowała Edith Stein powiązana była z wieloma aspektami jej życia i wyborami, których dokonywała. Aktem odwagi było przecież porzucenie przez nią judaizmu w okresie wczesnej młodości. Aktem odwagi było przystąpienie przez nią do Pruskiego Związku dla Prawa Głosu Kobiet, którego celem było doprowadzenie do równouprawnienia kobiet i mężczyzn w ówczesnym życiu społecznym i państwowym. Aktem odwagi była wreszcie jej służba w charakterze sanitariuszki na oddziale tyfusowym wojskowego szpitala na Morawach. Czy to wszystko? Czy tylko te wycinki z życiorysu wielkiej córki św. Teresy z Ávili miały świadczyć o jej odwadze? Publikacje traktujące o Edith Stein kreślą jej obraz jako kobiety świadomej swej godności oraz wolnej. Pozostaje zatem znamienne i szczególnie uderzające w jej życiorysie to, że po latach głębokich poszukiwań podejmuje ona radykalną decyzję, by jako konwertytka z judaizmu wstąpić do kontemplacyjnego, klauzurowego, katolickiego klasztoru. Dojrzała, autonomiczna kobieta poświęca swoją wolność dla Wolności, którą odnajduje w Bogu za kratami klauzury. To nie paradoks. Filozoficzne spekulacje milkną bowiem wobec odnalezienia Miłości, nadającej pełny sens ludzkiej egzystencji. W jej decyzji odnajduję echa wezwania, które kieruje w Liście do Rzymian św. Paweł słowami: „A zatem proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej” (Rz 12,1).

W Liturgii Kościołów wschodnich kapłan przed lekcją Ewangelii kieruje do wiernych wezwanie, które w języku greckim brzmi: „Sophia!” – „Oto Mądrość!”. Wyobrażając sobie moją rozmowę ze św. Teresą Benedyktą od Krzyża sądzę, że w jej oczach ujrzałbym Mądrość i ogień, towarzyszący wielu niespokojnym duszom, które ukojenie znalazły wyłącznie w Bogu. Bo Bóg nasz jest Ogniem pochłaniającym. A Ty, o czym chciałbyś z nią porozmawiać?


Zobacz całą zawartość numeru

Autorzy tekstów, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2025nr08, Z cyklu:, Z bliska