Człowiek żyje, gdy kocha

Przyjaciele, którzy odwiedzali wówczas tę umierającą kobietę, zgodnie potwierdzają, że wracali do siebie ze spokojem i radością w sercach.

zdjęcie: www.chiaracobellaprtrillo.org

2025-03-05

Dokładnie 11 lat temu, 9 marca 2014 roku, zmarła 26-letnia mieszkanka Nowego Jorku Elizabeth Joice. Jej córeczka Lily miała w tym czasie sześć tygodni. Podczas ciąży zdiagnozowano u Elizabeth nowotwór płuc. Kobieta nie zgodziła się na chemioterapię, która jej samej mogła uratować życie, ale jest prawie pewne, że uśmierciłaby dziecko. Dziewczynka urodziła się przed terminem przez cesarskie cięcie, jej matka miała już wtedy liczne przerzuty. Ojciec dziewczynki powiedział, że żona nie brała innej możliwości pod uwagę. Można wskazywać inne heroiczne matki: Agata Mróz – polska siatkarka, zmarła 4 czerwca 2008 roku – która ze względu na ciążę odwlekała przeszczep szpiku kostnego; Anna Radosz z Żarek, która o złośliwym nowotworze dowiedziała się w szóstym miesiącu ciąży – zmarła w wieku 27 lat, pół roku po porodzie; Joanna Beretta Molla (1922-62), włoska lekarka, która podczas ciąży odmówiła leczenia raka macicy – w 2004 roku kanonizowana przez Jana Pawła II; Barbara Castro Garcia – hiszpańska dziennikarka katolicka, chora na nowotwór, która odmówiła leczenia, by ratować swe nienarodzone dziecko; Chiara Corbella Petrillo, która po stracie dwójki dzieci, zaszła w ciążę z trzecim i krótko po tym dowiedziała się, że cierpi na nowotwór w zaawansowanym stadium. Nie zgodziła się na chemioterapię, aby mieć pewność, że nie zaszkodzi dziecku. Zmarła 13 czerwca 2012 roku, dwa tygodnie po pierwszych urodzinach swojego synka.

Wspólna droga

Chiara chyba od zawsze przeczuwała, jaką drogę wybrał dla niej Bóg. Była pewna, że jej powołaniem jest małżeństwo i rodzina. Kiedy miała 18 lat, podczas jednej z pielgrzymek próbowała nieco „ponaglić” Pana Boga, prosząc by wskazał jej człowieka, z którym będzie dzielić życie. Na Bożą odpowiedź nie czekała długo. Jeszcze podczas pielgrzymki uwagę Chiary zwrócił młody Enrico Petrillo. Była pewna, że to jest właśnie ten jedyny, jej druga połówka.  Ale na ziszczenie małżeńskich planów Chiara i Enrico musieli poczekać jeszcze 6 długich lat. Ten czas obfitował w większe i mniejsze nieporozumienia, burzliwe rozstania i powroty. Nie były to jednak stracone lata. Młodzi mogli się lepiej poznać i dojrzeć do decyzji, która miała przecież zaważyć na całej ich przyszłości. Pomógł im w tym pewien młody franciszkanin, ojciec Vito. Chiara tak później opowiadała o tych sześciu latach: „Przyjrzeliśmy się oboje swoim obawom – i przestaliśmy oczekiwać czegokolwiek od siebie nawzajem. W ten sposób uzyskaliśmy nieprawdopodobny spokój, a zarazem wielkie zaufanie w Bożą Opatrzność w przekonaniu, że Bóg będzie nam towarzyszył na naszej wspólnej drodze”.

Wróciły do Boga

Zgodnie z tym przekonaniem małżonkowie postanowili nie odwlekać decyzji o poczęciu dziecka. Kilka miesięcy po ślubie okazało się, że Chiara jest w ciąży. Niestety, ich radość nie trwała długo. Już podczas pierwszego badania USG Chiara usłyszała trudną diagnozę: ich dziecko cierpiało na brak części mózgu. Nie miało żadnych szans na przeżycie. Dla Chiary było jednak jasne, że przerwanie ciąży nie wchodzi w rachubę. Z całym przekonaniem powiedziała zdumionej lekarce: „Bóg nigdy nie popełnia błędu”. Bólem napawała ją tylko świadomość, że to ona będzie musiała przekazać tę straszną nowinę mężowi. Po nieprzespanej i przemodlonej nocy doszła do wniosku, że przecież – podobnie jak Maryja – nie musi rozumieć wszystkiego, co Pan dla niej przygotował. Ta świadomość dodała jej odwagi. „Chwila, w której o tym powiedziałam mojemu mężowi, Enrico, stała się niezapomniana. On mnie objął i powiedział: «Ona jest naszą córką, a my przyjmiemy ją taką, jaką ona jest»” – wyznała Chiara. Mijały kolejne miesiące ciąży. Małżonków cieszył każdy jej dzień i coraz bardziej wyraźne oznaki życia dziecka. Wzmacniała ich też wspólna modlitwa. Mimo usilnych nalegań lekarki Chiara nie zgodziła się też na poród poprzez cesarskie cięcie, pragnąc, by dziecko przyszło na świat w sposób naturalny. Bóg nagrodził ich zaufanie i córeczka urodziła się żywa. Żyła tylko pół godziny, ale rodzice mogli spełnić swoje marzenie i ochrzcić dziecko, nadając jej imiona Maria Grazia Letizia. Enrico tak później wyjaśnił wybór tych imion: „Imię Maria nadaliśmy naszej córce, bo Matka Boska nauczyła nas, że nie należy ona do nas i że wolno nam zwrócić ją Bogu. Grazia (Łaska), ponieważ podarowała nam łaskę zrozumienia, że nie jest rzeczą ważną, jak długo człowiek żyje na tym świecie, ale ważne jest to, że się urodził. Każdy dzień ciąży był łaską, bo odczuwaliśmy obecność Jezusa przy nas. Natomiast imię Letizia (Radość) jest wyrazem tego, że podarowała nam przez tych dziewięć miesięcy tak wiele radości w cierpieniu, oraz że nasza miłość wzajemna bardzo przez nią wzrosła – wśród bólu”.

Wkrótce Chiara i Enrico postanowili prosić Boga o następne dziecko. Początkowo nic nie wskazywało na mający się wkrótce rozegrać dramat. Wydawało się, że dziecko rozwija się normalnie. Dopiero badanie USG wykazało, że ich synek nie będzie miał nóżek, a w siódmym miesiącu lekarze wykryli ponadto tak poważne wady w układzie jelitowym dziecka, że nie miało ono żadnych szans na przeżycie. Ciężko doświadczeni tą kolejną próbą małżonkowie nie wahali się jednak ani przez chwilę. Nie słuchając „dobrych” rad zdecydowali, że i temu dziecku pozwolą przyjść na świat.

Jak zwykle bywa w takich przypadkach, Chiara i Enrico spotkali się z różnymi reakcjami. Niektóre potęgowały poczucie bólu i osamotnienia, inne dodawały sił, jak chociażby modlitewne wsparcie rodziców, czy przyjaźń ofiarowana przez lekarkę zbudowaną ich odwagą i zawierzeniem. Chiara powtarzała, że jej synek jest takim, jakim zechciał go Bóg, a naprawdę chorzy są ludzie, którzy nie chcą przyjąć dziecka upośledzonego. Mały Davide Giovanni przyszedł na świat 24 czerwca 2010 roku. Żył tylko 38 minut, ale to wystarczyło, aby i on otrzymał łaskę chrztu. Po tym doświadczeniu Chiara wyznała: „Bóg jest większy niż największe nieszczęście, jakie by się mogło zdarzyć. Podaje Ci w darze całkiem nowy wymiar życia: wieczność”.

Upragniony Francesco

Chiara i Enrico poprosili Boga o kolejne dziecko. Gdy okazało się, że Bóg wysłuchał ich próśb, obdarzając ich  zdrowym dzieckiem, nie posiadali się ze szczęścia. Nie sądzili, że czeka na nich kolejna trudna diagnoza. W piątym miesiącu ciąży u Chiary wykryto maleńki, niegroźnie wyglądający, guz na języku. Wkrótce okazało się, że to rzadka odmiana bardzo agresywnego nowotworu. Jedyną szansą na przeżycie było natychmiastowe rozpoczęcie leczenia. Problem polegał na tym, że szansa na życie dla matki oznaczała śmierć lub ciężkie powikłania dla synka, którego nosiła pod sercem. Chiara i tym razem nie uległa radom lekarzy, nie zgodziła się też na wcześniejsze rozwiązanie ciąży w ósmym miesiącu, chcąc mieć pewność, że nie narazi powierzonego sobie dziecka nawet na najmniejsze niebezpieczeństwo.

Zdrowy i piękny Francesco urodził się 30 maja 2011 roku a jego mama natychmiast poddała się zalecanej terapii. Niestety, okazało się, że jest już za późno. Podczas kolejnej pielgrzymki, małżonkowie zapragnęli jeszcze raz powierzyć Bogu i Maryi swoją rodzinę, Chiara prosiła już tylko o to, żeby potrafiła żyć i cierpieć z poddaniem się woli Bożej. Bóg wysłuchał jej próśb. Póki było to możliwe żyła tak, jak większość zdrowych kobiet, zajmując się dzieckiem, wspierając męża, grając na ukochanych skrzypcach. Ale zdrowie młodej mamy z tygodnia na tydzień ulegało pogorszeniu. W efekcie naświetlań wystąpiło ostre zapalenie tchawicy i przełyku. Z powodu przerzutów utraciła także prawe oko a rak zaatakował płuca, co niemal uniemożliwiało jej oddychanie. Nie utraciła jednak pogody ducha, szczęśliwa, że może codziennie uczestniczyć we Mszy świętej. Przyjaciele, którzy odwiedzali wówczas tę umierającą kobietę, zgodnie potwierdzają, że wracali do siebie ze spokojem i radością w sercach. Chiara przeczuwała, że zbliża się kres jej życia na ziemi. Jaki prezent w takiej chwili zostawić ukochanemu synkowi? W dniu pierwszych urodzin małego Francesco napisała do niego list. Dwa tygodnie później, 13 czerwca 2012 roku odeszła do Pana.

Testament heroicznej miłości

Gdy jej syn nieco podrośnie otrzyma dowód największej miłości, jaką człowiek może obdarzyć drugiego człowieka. Słowa poparte heroiczną ofiarą życia jego mamy. W swoim liście do synka Chiara napisała m. in: „Stałeś się wielkim podarunkiem dla naszego życia. Bo dopomogłeś nam wyrosnąć ponad nasze ludzkie granice. Wśród tych niewielu spraw, jakie mogłam zrozumieć przez te minione lata, mogę jedynie powiedzieć, że ogniskiem naszego życia jest miłość. Jesteśmy przecież zrodzeni przez akt miłości. Żyjemy po to, żeby miłować oraz żeby być kochanymi, a umrzemy, żeby poznać prawdziwą miłość Boga. Celem naszego życia jest: kochać i być zawsze gotowym do miłowania drugich, tak jak sam tylko Bóg może Cię tego nauczyć. Miłość Cię spali, ale jest rzeczą piękną, dać się spalić jak świeca, która zagaśnie dopiero wtedy, gdy dopali się do końca. Cokolwiek byś czynił, będzie to miało sens jedynie wtedy, gdy będziesz to spełniał z myślą o życiu wiecznym. Gdy będziesz naprawdę kochał, zauważysz, że nic do Ciebie nie należy, bo wszystko jest darem. Wszystko, cokolwiek posiadasz jest podarunkiem Bożym. Nie trać nigdy ochoty ani odwagi, mój synu! Bóg nigdy Ci niczego nie odbierze. Jeśliby Ci coś zabrał, uczyni to po to, żeby dać Ci w zamian o wiele więcej. Dzięki Twojemu Rodzeństwu: Marii i Dawidowi – zakochaliśmy się w życiu wiecznym. Wiemy, że Ty jesteś czymś szczególnym, i że masz wielką misję do spełnienia. Pan chciał Cię od wieczności, i On ukaże Ci drogę, jaką masz kroczyć, jeśli Mu otworzysz swe serce. Zawierz Jemu. To Ci się opłaci”.

Takich matek, jak Chiara, Joanna czy Barbara, często nieznanych z imienia, jest z pewnością dużo więcej. Co sprawiło, że nie zawahały się oddać życia dla swoich dzieci? Przemawia do mnie wyznanie męża Chiary, który jej spokój i radość w chwili śmierci tłumaczył niezachwianą wiarą: „Chiara odeszła do swojego Oblubieńca, który umiłował ją o wiele bardziej niż ja”. 


Zobacz całą zawartość numeru

Autorzy tekstów, Cogiel Renata Katarzyna, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2025nr03, Z cyklu:, Nasi Orędownicy