Nasze próby wiary
Homilia ks. Wojciecha Bartoszka wygłoszona 5 marca (II niedziela Wielkiego Postu) podczas Mszy świętej w bazylice Krzyża Świętego w Warszawie.
2023-03-04
W filmie „Opowieści z Narnii” wzorowanej na powieści Lewisa o tym samym tytule, wiele jest chrześcijańskich obrazów i symboli związanych z wiarą. Sam Lewis był z wykształcenia teologiem. Pozostawił po sobie wiele dzieł zarówno wprost teologicznych, jak i powieści. Ważnym obrazem w przywołanym filmie jest szafa. Przez nią przechodzą dzieci – czwórka rodzeństwa – do baśniowej krainy – Narnii. Kraina ta jest obrazem życia duchowego człowieka, życia nadprzyrodzonego, w którym rozgrywa się duchowa walka dobra ze złem. Stara szafa zaś to symbol wiary. Jest ona łącznikiem między światem zmysłowym a światem duchowym, nadprzyrodzonym. Starsze rodzeństwo początkowo nie chciało wierzyć słowom małej Łucji, która jako pierwsza przeszła do Narnii. Dzisiaj również wielu ludzi nie wierzy w nadprzyrodzony świat i porzuca wiarę, koncentrując się jedynie na tym, co doczesne, co uchwytne jest zmysłowo. Czy jednak świat zamknięty w doczesności jest pełnym obrazem naszego życia? I czy tak pojmowana rzeczywistość potrafi dać człowiekowi najgłębszy sens życiu i śmierci?
Siostry i bracia
Spróbujmy zastanowić się nad naszą wiarą, nie tyle odnosząc już ją do baśniowego, symbolicznego świata Lewisa, ale do Bożego Słowa. Czytamy o tym Słowie w przywołanym dzisiaj psalmie, że jest „prawe” i „godne zaufania”. Medytowałem niedawno nad wiarą w Boga, w Jego miłość, słuchając doświadczonych przez życie niepełnosprawnych osób. Choroby tych osób powodują trwałe kalectwa. Pytałem się, jaka jest moja wiara, konfrontując ją z historią życia tych osób?
Pytając się o swoją, osobistą wiarę, spójrzmy na bohatera pierwszego czytania. Mówimy o nim, że jest ojcem naszej wiary. Jego wiara wykuwała się w trudnym doświadczeniu życia… W 12 rozdziale Księgi Rodzaju, a więc na samym początku biblijnej historii zbawienia, autor natchniony opisuje powołanie Abrahama. Miał wówczas 75 lat. Powołanie Abrahama było odpowiedzią Boga na szerzące się wówczas zło. Czytamy o tym na wcześniejszych stronicach Biblii: grzech Adama i Ewy, zabójstwo Abla przez Kaina, potop będący konsekwencją powszechnego zepsucia moralnego ludzkości, pycha ludzi budujących wieżę Babel. Z jednej strony Biblia ukazuje powszechne zepsucie moralne ludzkości, z drugiej czytamy w niej o odpowiedzi Boga na to zło – o powołaniu jednego człowieka. Może rodzić się refleksja: czy odpowiedź Boga jest adekwatna do ówczesnej sytuacji ludzkości, czy nie jest ona zbyt mała, „nieodpowiednia”? – pyta Bruna Costacurta, teolog biblista w książce Obietnica życia w Księdze Rodzaju. „Wszyscy się zabijają, a Bóg powołuje jednego człowieka” – kontynuuje autorka. „Taka jest właśnie logika Boga – pisze dalej biblistka – który wychodzi od małego dobra, aby napełnić nim cały świat. Jeśli dynamika zła polega na tym, by rozszerzyć się coraz bardziej, taka jest też dynamika dobra. Bóg powołuje sprawiedliwego człowieka” – i dodajmy – jednego.
Powołuje jednego człowieka, powołuje go pośród licznych prób... Pierwsza – o której słyszymy w dzisiejszej Liturgii Słowa – dotyczyła potrójnego opuszczenia: kraju, w którym żył, ziemi ojczystej oraz domu swojego ojca. Majmonides, średniowieczny komentator prawa Mojżeszowego wylicza dziesięć bolesnych prób, przez które patriarcha przeszedł. Rodzą się kolejne pytania: dlaczego Bóg dopuszcza do nich? Zsyła je na Abrahama? Czy nie mógł prościej objawić się patriarsze? Może Bóg czyni tak, aby utrudnić Abrahamowi dojście do Siebie, żeby zazdrośnie strzec skarbu życia wiecznego? Nie! Bóg doświadcza go, aby wykuć w nim, jak w skale, stałą, niezachwianą wiarę, na której zbuduje wiarę Narodu Wybranego.
Siostro i bracie
Wspomnij próby, przez które w obecnym czasie przechodzisz. Może dotyczą one choroby, opieki nad chorymi, trudności w relacjach z bliskimi, wyrządzonej krzywdy, śmierci bliskiej osoby. W każdym czasie Kościół przechodził przez próby wiary. Również i dzisiaj ma to miejsce. Doświadczenia te dotykają głębi naszego serca. Rodzą pytania o wiarę w Boga, jak postrzegamy Jego prowadzenie?
Abraham przechodząc przez kolejne próby, był coraz starszy i przez to coraz słabszy. Opuszczał stopniowo posiadane zabezpieczenia, i co najboleśniejsze – rozstawał się z wcześniejszymi wyobrażeniami o swojej przyszłości. Coraz mniej opierał się na sobie, coraz bardziej ufał Bogu i Jego Słowu, pomimo wielu przeciwności, które go dotykały: pomimo, że Sara była bezpłodna, że miał złożyć jedynego syna, Izaaka w ofierze, pomimo… wielu, wielu innych prób. Był to newralgiczny moment w jego drodze wiary. Ufał Bogu bez granic. Jak on to robił?
Przywołam jeszcze raz obraz z filmu „Opowieści z Narni”: trójka starszego rodzeństwa, aby przejść przez starą szafę i wejść w rzeczywistość Narnii, musiała zaufać najmłodszej z nich – Łucji, zaufać świadectwu jej słowa. Dlaczego Łucji? Bo była najmłodsza i miała najprostsze serce. Abraham również miał proste serce.
Siostry i bracia
Prostotę pokornej wiary maluczkich, o których powie Pan Jezus, że są ubogimi w duchu, odnajduję we wspomnianych wcześniej niepełnosprawnych: w dwudziestopięcioletniej dziewczynie na wózku inwalidzkim, z przepukliną oponowo-rdzeniową, która wierzy w miłość Boga Ojca, pomimo że nie rozumie, dlaczego zostawili ją rodzice. Widzę ją w niepełnosprawnym Marcinie z dziecięcym porażeniem mózgowym potrafiącym się komunikować z innymi jedynie za pomocą swoich dłoni, który zachowuje głęboki pokój wewnętrzny i codziennie długo modli się sercem. Widzę ją w opiekunach niepełnosprawnych łączących swoją pracę i codzienne życie, z powołaniem, które podejmują w ośrodku, wchodząc w rolę członków rodziny dla niepełnosprawnych jako ciocie i bracia.
Dla Abrahama znakiem obecności Boga były gwiazdy. Bóg mówił mu o nich, zapowiadając liczne potomstwo, choć tego potomstwa przez długi czas nie posiadał. Dla niepełnosprawnych znakiem obecności Boga stają się opiekuni. Dla innych chorych pracownicy służby zdrowia, kapelani, nadzwyczajni szafarze Komunii świętej, wolontariusze. Jak dla Abrahama gwiazdy były ważne, tak dla osób chorych potrzebni są towarzysze ich drogi będący przedłużeniem kochającej dłoni Boga, którzy nie opuszczą ich w godzinie próby i wskażą drogę do Boga, do sakramentów świętych.
Gwiazdy są kolejnym, pięknym obrazem naszej wiary. Abraham widział je, choć nie w każdą noc. Nie mógł ich dotknąć. Nie przynależały do niego. Wierzymy, że Bóg jest, że nas kocha – jest to pewne jak obecność gwiazd na niebie – ale nie możemy empirycznie, zmysłowo Go ogarnąć, dotknąć. Bóg daje nam jednak delikatne, trudne do uchwycenia zmysłami, znaki swojej obecności. Każdy je posiada. Postępując drogą wiary, podobnie jak Abraham, wznieśmy swój wzrok do góry, ponad horyzont doczesności. Jak pisał Mickiewicz: „Czucie i wiara silniej mówi do mnie. Niż mędrca szkiełko i oko”.
Siostry i bracia
Z doświadczenia autentycznej wiary wypływa pragnienie służby choremu. Osoba zaś doświadczona krzyżem cierpienia odpowiada, dzieląc się wiarą z innymi. Ze wzruszeniem wspominam nabożeństwa lourdzkie, podczas których błogosławiąc indywidualnie chorych Najświętszym Sakramentem, widzę ich żywą reakcję wiary na obecność Boga. Trzymam w ręku Chrystusa i słyszę ciche słowa: „Pan mój i Bóg mój”; „Chryste, Synu Boga żywego zmiłuj się nade mną”. Do końca życia nie zapomnę momentu śmierci s. Konstancji, Misjonarki Miłości. Bliżej ją poznałem w Szpitalu Tymczasowym. Wyszła z Covidu, niestety z powikłaniami. Wstąpiła do Apostolstwa Chorych. Odprawiając przy jej łóżku ostatnią mszę świętą, gdy inne siostry przyjmowały Ciało Pańskie, na słowa antyfony po Komunii świętej: „Sługo dobry wejdź do radości Twego Pana”, odeszła do Wieczności. Ja trzymałem w dłoniach Hostię, siostry przyjmowały Chrystusa do serca, ona spotkała Go bezpośrednio, Tego, którego całe życie – jak mówiła – szukała.
Najtrudniej przejść ostatnią próbę wiary – przez śmierć. Ta próba jest największą duchową walką, którą człowiek toczy. Za nią jest Ziemia Obiecana. Również przy tej walce potrzebny jest wrażliwy towarzysz drogi. Abraham, s. Konstancja pokazują, że wiara jest zaufaniem Bogu nawet wówczas, gdy duszę ogarną największe ciemności. Wiara domaga się wówczas, w tym największym doświadczeniu, przekroczenia pokusy zwątpienia i rozpaczy.
Opierający się na Bogu Abraham, ufający Mu bez granic, zapowiada Chrystusa i Jego zawierzenie Ojcu. Jezus przygotowywał uczniów do tej próby ich wiary. Pokazał im siebie Przemienionego na Górze Tabor. To jest cel naszego życia. Przemienienie zapowiada zmartwychwstanie. Radość wieczną. Taboru możemy doświadczyć także tutaj, na ziemi. Bóg daje nam siebie poznać. Każdorazowa Eucharystia może stać się dla nas umocnieniem wiary na godzinę próby.
Moi Drodzy
Taka droga wiary fascynuje mnie. Dlatego jestem księdzem. Dlatego poszedłem za głosem Bożego wezwania. Od wielu osób chorych i niepełnosprawnych w Apostolstwie Chorych dzisiaj uczę się prawdziwej wiary. To oni prowadzą mnie. Nie przypuszczałbym tego wcześniej. Ośmielę się powiedzieć, że droga wiary jest najprawdziwszą przygodą, która może spotkać człowieka. Lewis próbował to opisać językiem baśni. Kard. Ratzinger pisał zaś kiedyś: „wiara zawsze zawiera coś z wielkiej przygody, zrywu, skoku, bo zawsze jest ryzykiem, że się przyjmuje za rzeczywiste i podstawowe to, czego bezpośrednio nie widać”. Wiara jest trudna, wymagająca, związana z poszukiwaniem, nadaje jednak sens życiu. Niech trwający czas Wielkiego Postu prowadzi nas do wydłużonej modlitwy – czasu pogłębienia wiary.